JUŻ W KIOSKU

Benedyktynów i cystersów ambicje...

2021-12-04 17:00:00

Ocena:

5/5 | 2 głosów

Czyli pokłosie, którym był Wierzbnik. W takiej oto klamrze można by było zamknąć historię miasta, którego przeszłość staram się przywołać na kartach "Zielonej". Swoją drogą, to nieco sentymentalna nam się gazeta zrobiła, nie moja to fanaberia, a jedynie prośba szanownych  Czytelników.

fot. Anna Ząbecka

A zatem...

Był to okres wzmożonego trzebienia puszczy w dorzeczu Kamiennej, pracowite fale niosły echo siekier, ludzie rozkwitali między drzewami niczym brudnobiałe kwiaty na bagniskach. W szarych murach klasztoru - fortecy opat benedyktyński na Świętym Krzyżu, Bogusław Boksa Radoszewski, klęczał przed ołtarzem w prywatnej kaplicy. W oświetlonym przez witrażowe okna pomieszczeniu tańczyły drobinki kurzu pchane przez słoneczne promienie, w tynkowanych i pobielonych ścianach znajdowały się nisze, a w nich stały posągi świętych. W dwóch leżały drogocenne księgi. Opat dziękował za udany interes. Oto wdowa Kowałkowska sprzedała w końcu na dożywocie sołectwo przy wielkim stawie na rzece Kamiennej, na wysokości wsi Wenecja, położone we wąchockim wójtostwie. Chwilę wcześniej otrzymał od króla Zygmunta Wazy pozwolenie na lokację miasta Wierzbnika. 

Zatarł ręce.

- Może w końcu uda się wyeliminować cysterską konkurencję - pomyślał. Wąchock, który prawa miejskie dzierżył od XV wieku, był malutką bryłką soli w opackim oku. 

Czy udało się benedyktynom utrzeć nosa białym braciom? No nie do końca. Wierzbnik jako miasto rozwijał się dosyć powoli, mimo trzech jarmarków i targów nigdy nie uformował się tu zbyt silny ośrodek handlowy, co innego Wąchock. Ten posiadający duże doświadczenie w rzemiośle i handlu spychał ekonomię Wierzbnika nieco na drugi plan. I Wąchock i Wierzbnik nie miały powodu do wzajemnych sympatii.

Zachichotał opat Boksa dobrze przewidując, że ziemia wdowy Kowałkowskiej nie przysporzy im cysterskiej sympatii. Nie, żeby mu zależało.

Mrok tkwił posępnie nad biegiem rzeki i ściemniał się z każdą minutą,  wieczór wkradał się do sali, w której wąchocki opat próbował nie stracić równowagi.

- Boże, daj cierpliwość mnie słabemu, bo nogi powyrywam - krzyknął w końcu, zapomniwszy o wznoszonych modłach. Dębowy stół poczuł twardą, naznaczoną bliznami pracy dłoń zakonnika.

O co poszło konkretnie?

Ano o to, że ziemię ową oba zakony uważały za swoją własność. Co ciekawe, zapoczątkowany w XVII wieku spór trwał i trwał, pochylali się nad nim sędziowie Sądu Ziemskiego Radomskiego i Trybunału Koronnego. Sto lat procesu to przede wszystkim znaczne koszta, ale nic nie było w stanie zatrzymać rozjuszonych braciszków.

Oprócz jednego. Decyzja Sądu Królestwa Polskiego. On to w 1818 roku uznał Wierzbnik za państwową własność, benedyktyni świętokrzyscy w ramach rekompensaty otrzymują tereny Huty Szklanej. Inna rzecz, że ta decyzja była niejako ukłonem w stronę roszczeń i racji benedyktyńskich.

Cystersów zatchnęło ze złości, Boksa Radoszewski hołubca z radości w niebiosach wywinąć musiał.

Spór nadal trwa - tym razem przewodnicy świętokrzyscy toczą go sami ze sobą, zapytując się, czy wolą Wąchock czy Święty Krzyż.

Co nam pozostało po Wierzbniku? Mury kamienic. Pisaliśmy o kamienicy Laskowskich i Giepardów, dziś słówko o budynku Dworca Wschodniego. Z tym ostatnim i z linią kolejową, poprowadzoną tędy w 1887 roku, wiąże się ożywienie Wierzbnika. Otworzyło to bowiem możliwość częstszych kontaktów ze światem i zaktywizowało życie gospodarcze. Z chwilą, gdy powstaje tu szkoła podstawowa, biblioteka, budynek straży ogniowej, odchodzą w niepamięć słowa naczelnika powiatu opatowskiego, który miał kiedyś rzec, że "oprócz wódki, szynków, piwa nic nie ma. Nawet jatek."

Na szczęście jest dworzec.

Niepewne poranki przed podróżą, bez jasno określonego miejsca, bez dokładnej godziny, w nieokreślonym trwaniu. I my... w drodze gdzieś o wiele dalej, gdzieś poza widzialny horyzont. Stare dworce przywołują na myśl inne kraje, miejsca przecież obce, ale naznaczone niepokojącą rozterką...

Dworzec wschodni będzie miał dla mnie właśnie taki klimat, będzie pachniał przygodą, która czeka gdzieś za rogiem, ale w nim tez zamknie się historia domu - miasta.

Wszystko zaczęło się w XIX wieku. Bocznicę ze Skarżyska do Bodzechowa budowano w latach 1885 – 1887, stację zlokalizowano w Wierzbniku. Od tego czasu rozpoczyna się intensywny rozwój zarówno miasteczka jak i okolicznych wsi. Wiele osób, mając na stałe zatrudnienie na kolei i w pobliskiej hucie, zaczyna budować murowane domy. Dzięki połączeniu ze Śląskiem, ułatwiono dowóz węgla i koksu do Zakładów Starachowickich i gospodarstw indywidualnych. Skoro tory, kolej to musiał powstać i dworzec. Takie budynki, jak ten, który znamy ze Starachowic Wschodnich, powstawały na całej trasie. W zeszytach Suchedniowskich udostępnionych mi przez Marcina Bednarczyka (miejskiego architekta) możemy przeczytać:

- Niemal identyczne budynki powstały na stacjach: Garbatka, Jastrząb, Zagnańsk, Chęciny (Wolica), Charsznica i Wolbrom oraz na linii prostopadłej w Wierzbniku (Starachowice) i Niekłaniu (Stąporków). Dworce te nieznacznie różniły się elementami wykończenia elewacji. Kubatury, powierzchnie użytkowe i układ funkcjonalny były identyczne.

Jak wyglądały?

- Na parterze ulokowano poczekalnie, kasy oraz pomieszczenia administracyjne, w tym gabinet naczelnika stacji, pomieszczenie dyżurnego ruchu oraz telegraf. Na linii obowiązywał podział wagonów pasażerskich ze względu na standard wyposażenia i wygodę podróży. W tym względzie wyróżniono aż IV klasy, co było wówczas typowe dla ogółu europejskich dyrekcji kolejowych. Poszczególnym klasom nadano kolory, którymi oznaczano wagony, kasy biletowe, bilety oraz osobne poczekalnie. Pierwszą klasę, którą charakteryzował najwyższy standard, oznaczono w kolorze niebieskim, drugą w kolorze brązowym, natomiast trzecią w kolorze zielonym. Klasa czwarta o najniższym standardzie była wyróżniana w kolorze szarym. Proporcjonalnie do rangi wyposażano również poczekalnie. Na parterze, środkowe i zarazem największe pomieszczenie przeznaczono na poczekalnię dla klasy III. Według projektu pomieszczenie w południowym skrzydle z wejściem do strony peronu przeznaczano na poczekalnię klasy II. Styczne do niego niewielkie pomieszczenie środkowe przewidziano na poczekalnię dla dam - czytamy w opisie dworca suchedniowskiego, ale jak wyżej napisałam, dworce te były budowane jednym schematem.

Wracając do dam, to przeczytać możemy, że w obliczu deficytu klientów tej kategorii pomieszczenie to (poczekalnia) było stale zamknięte. 

Dzisiejszy Dworzec Wschodni posiadał także siedzibę poczty, w jego budynku wydzielono również obszerny gabinet dla naczelnika stacji i telegrafisty.  Urządzono także kasę bagażową i osobową. Dostęp do poszczególnych części funkcjonalnych umożliwiały osobne wejścia. Na górnych kondygnacjach wydzielono lokale mieszkalne dla urzędników kolejowych, w tym dla naczelnika stacji, pomocnika naczelnika, telegrafisty, lampowego oraz stróża. Tam też mieszkał dziadek jednej z naszych czytelniczek - Janiny Lorek Spadło.

- Moi dziadkowie, Stefan i Janina Rudzcy, przybyli od Wierzbnika po 1930 r. z Nałęczowa .Dziadek był kolejarzem, dlatego tez dostał mieszkanie służbowe na pierwszym pietrze dworca w Wierzbniku. Następnie zakupili działkę i pobudowali dom zdążyli to zrobić przed wojną.

Istniejący budynek dworca, stojący na terenie dawnego Wierzbnika, należy do najstarszych budynków tej części miasta. Budynek bardzo reprezentacyjny, tu witano przybywających ważnych gości...

Orkiestra dęta właśnie zaczęła grać, torami pobiegły pierwsze akordy, w uszy zaciekawionej gawiedzi wpadły dźwięki doskonale nastrojonych instrumentów, gdzieś z boku nucił  sobie coś całkiem niezły baryton, a sam właściciel głosu kiwał się, rozkoszując to skoczną, to rzewną melodią...

Czy tak było? Nie wiem, ale mogło przecież. Do momentu, w którym wojenna pożoga nie liznęła kolejowej stacji. Budynek płonął w 1945 roku, podpalony przez wycofujących się Niemców, bywał też podmywany falami niepokornej rzeki - m.in podczas potężnej powodzi z 1903 roku. Do dziś na budynku dworca jest ślad, kędy ta woda sięgała.

Dr Wiesław Czerniewski, w książeczce "O dawnych Starachowicach - garść wspomnień", pisze tak.

- W Wierzbniku mieściła się ekspedycja towarowa i rozjazdy kolejowe, dworzec z prawdziwego zdarzenia z poczekalnią - i nawet - automatem do sprzedaży czekoladek w hallu.

Te czekoladki podziałały mi na wyobraźnię bardzo - takie na przykład trufle...

I tenże dworzec w Wierzbniku (z czekoladkami) musiał zadowalać się robotniczymi pociągami lokalnymi, podczas gdy przystanek Starachowice (jak mniemam Starachowice Zachodnie) był "obskurną budą - baraczkiem, z kasą czynną jedynie 15 minut przed odjazdem pociągu. Na tej obskurnej stacyjce zatrzymywały się wszystkie pociągi pospieszne, z międzynarodowym ekspresem Warszawa - Bukareszt." - (To też dr Wiesław Czerniewski). 

Zdaje się, że fakt ten był niejako zapowiedzią, że osada przemysłowa Starachowice wypchnie kiedyś poza margines życia stary, dobry Wierzbnik. 

Gdzie to miasteczko kocimi łbami brukowane?  Miasteczko marzeń moich jak przystań cicha?  Gdzie ludzie, których duchy w starych gmachach zaklęte?  Gdzie studnia marzeń, targ i koty ?  Nie ma. Pożółkli, wyblakli, przezroczyści, biali... z każdym rokiem coraz bardziej skurczeni, mali.

Dziś dworzec marnieje, jedyny ślad życia to sklep. Co z resztą pomieszczeń? Może dałoby się je zagospodarować na cele kulturalne?  Przystanek Kultura, placówka dla grup teatralnych z małą sceną, kameralne kino na niszowe projekcje i miejsce na warsztaty lub inne zajęcia. A może Wy macie jakieś pomysły?

Powyższa historia jest moją własną osobista interpretacją, napisaną oczywiście na podstawie istniejących materiałów. Te uzyskałam dzięki uprzejmości m.in Marcina Bednarczyka (Zeszyty Suchedniowskie), Janiny Lorek Spadło, Ewy Ragan, która cierpliwie przeszukuje czeluście biblioteki. Cały tekst postanowiłam ubrać w formę nieco poetycką (fragmenty kursywą), chociaż nie wiem czy mi się udało.

Na pewno są w Starachowicach osoby, które mają wiedzę ogromną na temat i dworca i historii Wierzbnika - mam nadzieję, ze nikogo nie uraziłam nieco pewnie pobieżnym ujęciem tematu.

 

/Aneta Marciniak - przewodnik świętokrzyski/

INNE ARTYKUŁY Z TEGO DZIAŁU
Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza

2024-04-14

Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza "Ponurego"

Kapitan Leszek Zahorski był jednym z żołnierzy z osobistej ochrony legendarnego majora Armii Krajowej Jana Piwnika „Ponurego”. Jego życiorys to typowa historia Żołnierza Wyklętego, prześladowanego przez komunistów patrioty, którzy więzili go przez 10 lat. Gdy w 2009 roku odwiedził wąchocką polanę Wykus zaprzyjaźnił się z Katarzyną Kołodziejczyk-Daniłowicz, byłą dziennikarką "Gazety Starachowickiej". Efektem tej znajomości jest napisania przez nią biografia kapitana Zahorskiego pt. „Pozostałem Niepokonany”. Publikacja ukaże się w tym roku. To będzie 100. rocznica urodzin i zarazem 10. rocznica śmierci jej głównego bohatera.    
Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

2024-03-13

Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

25 lat temu w wyniku reformy podziału administracyjnego Polski reaktywowano zlikwidowane w latach 70- tych XX wieku powiaty. Decyzja zapadła w 1998 roku a nowe jednostki samorządowe rozpoczęły działalność z początkiem 1999 roku. Miały własnych radnych i zarządy pod kierownictwem starostów. Taki był też początek powiatu starachowickiego, który swoje 25-te urodziny obchodził 12 marca br. na uroczystej sesji z udziałem obecnych i byłych: samorządowców, pracowników starostwa, podległych mu jednostek oraz gości. A zaproszenie przyjęli m.in. wicewojewoda świętokrzyski Michał Skotnicki i Jan Maćkowiak, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego. 
Zapomniany dobroczyńca

2024-02-14

Zapomniany dobroczyńca

Postać Feliksa Sławka być może kojarzą dziś tylko najstarsi starachowiczanie. I może tylko oni oraz pasjonaci - regionaliści nie mieliby problemu z odpowiedzią na pytanie, dlaczego dzisiejsze wzgórze Trzech Krzyży było kiedyś nazywane Górą Sławka. Kilkadziesiąt lat temu wiedzieli to wszyscy mieszkańcy naszego miasta. Także i to, że Feliks Sławek posiada niezwykły dar leczenia. Ten prosty rolnik z powodzeniem składał złamane kości i nastawiał zwichnięte stawy zyskując uznanie zawodowych medyków i dozgonną wdzięczność swoich pacjentów, od których nie brał zapłaty. Jego postać chce przywrócić zbiorowej pamięci  starachowiczanin Wiesław Michałek. Zaproponował władzom miasta, by imieniem Feliksa Sławka nazwać rondo na zbiegu ulic: Radomskiej i Batalionów Chłopskich. A my już teraz przypominany postać zapomnianego dobroczyńcy Starachowic na podstawie informacji ustalonych przez Wiesława Michałka.      
Zgoda króla to był dopiero początek

2024-01-18

Zgoda króla to był dopiero początek

16 stycznia 1624 roku król Zygmunt III z dynastii Wazów wydał dokument zezwalający na założenie miasta Wierzbnik przez opata świętokrzyskich benedyktynów Bogusława Radoszewskiego. Zakon utarł nosa swoim cysterskim konkurentom, którzy zarzucali mu bezprawne przejęcie terenów pod przyszłe osadnictwo. Ale i tak miasto powstało dopiero 33 lata później. A sprzyjające warunki stworzyło ku temu wcześniejsze nielegalne działanie pewnej wdowy. Zapraszamy do lektury intrygującej historii narodzin naszego miasta, przygotowanej przez Pawła Kołodziejskiego, dyrektora Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach.   
Pamięć o starach

2023-12-01

Pamięć o starach

W Starachowicach nie produkuje się już starów, ale wspomnienie o nich jest tu nadal żywe. Jak się przejawia? Zapraszamy na ostatni odcinek poświęcony naszym ciężarówkom.      
Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

2023-11-24

Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

Te terenowe pojazdy zaczęły być wytwarzane od 2000 roku. MAN liczył, że zyska na nie stałego odbiorcę w postaci polskiego wojska. Jednak stary 944 i 1466 sprzedawały się tak słabo, że po około 6 latach zniknęły z oferty produkcyjnej. Wraz z nimi skończyła się 58 - letnia historia ciężarówek ze Starachowic.  
Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

2023-11-19

Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

Były to ciężarówki już całkowicie zunifikowane z wyrobami koncernu MAN. Nowy właściciel większości zakładu w Starachowicach zostawił mu jeszcze dawną nazwę, do używania której nabył wyłączne prawo. Star S 2000 zadebiutował pod koniec 2000 roku w 8 wersjach, ale słabe zainteresowanie nabywców przypieczętowało jego los po zaledwie 2 latach produkcji.    
Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

2023-11-13

Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

Pojawiły się w 1998 roku na bazie współpracy nowego większościowego współwłaściciela zakładów Star, czyli Sobiesława Zasady z koncernem MAN. To Niemcy przygotowali stara 8.125 oraz stara 12.155 i tę nowość widać było choćby w nietypowym oznaczeniu numerycznym tych ciężarówek. Zmiany objęły także logo przypominające teraz dwupasmową drogę. I rzeczywiście te samochody wyznaczyły już zupełnie nową drogę funkcjonowania starachowickiej fabryki. 
Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

2023-11-03

Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

Zaproponowano go jako samochód pośredni między dostawczym żukiem a ciężarowym starem 200. Z tego powodu był nazywany popularnie "starachowickim maluchem". Miał jednak pecha, bo zadebiutował w bardzo trudnym momencie: masowego sprowadzania samochodów z zagranicy w ramach początkującego w Polsce wolnego rynku, ale też towarzyszącej tym przemianom drożyzny, masowych zwolnień, strajków i postępującego zadłużenia FSC. Star 742 był świadkiem końca jej istnienia.  
Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

2023-10-26

Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

Nie był całkowicie nowym samochodem, ale zmodernizowaną wersją stara 200. Powstał pod koniec lat 70- tych, ale wtedy odstawiono go na boczny tor, by wydobyć z zapomnienia po stanie wojennym. Z największym zainteresowaniem star 1142 spotkał się dopiero w latach 90 - tych, gdy dawna FSC, teraz sprywatyzowana, powoli chyliła się ku upadkowi. Był w produkcji do 2000 roku, w którym nowy właściciel zakładu zrezygnował z wytwarzania pojazdów o nazwie star.