JUŻ W KIOSKU

Zgoda króla to był dopiero początek

2024-01-18 14:32:14

Ocena:

5/5 | 1 głosów

16 stycznia 1624 roku król Zygmunt III z dynastii Wazów wydał dokument zezwalający na założenie miasta Wierzbnik przez opata świętokrzyskich benedyktynów Bogusława Radoszewskiego. Zakon utarł nosa swoim cysterskim konkurentom, którzy zarzucali mu bezprawne przejęcie terenów pod przyszłe osadnictwo. Ale i tak miasto powstało dopiero 33 lata później. A sprzyjające warunki stworzyło ku temu wcześniejsze nielegalne działanie pewnej wdowy. Zapraszamy do lektury intrygującej historii narodzin naszego miasta, przygotowanej przez Pawła Kołodziejskiego, dyrektora Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach.   

fot. FB Marek Materek 

Powstanie miast, czy wsi warunkują względy praktyczne; ludzie osiedlają się tam, gdzie jest to dla nich korzystne. W przypadku dzisiejszych Starachowic tą korzyścią była przede wszystkim ruda żelaza. Bogate złoża tego metalu w pobliżu rzeki Kamienna przyciągały już starożytnych. Do tego dochodziły bujne lasy jako źródło drewna i sama Kamienna zaopatrująca ludność w ryby oraz stanowiąca siłę napędową dla maszyn. Hojność tutejszej natury w czasach średniowiecza postanowił wykorzystać zakon cystersów z dzisiejszego Wąchocka, wówczas świeżo założony na tym terenie ofiarowanym mu przez biskupa krakowskiego Gedeona. Było to w 1179 roku. Cystersi przynieśli ze sobą postęp: rewolucyjny jak na tamte czasy wynalazek jakim było koło wodne, które pozwalało wykorzystać  siłę płynącej rzeki do poruszania urządzeń w młynach, czy w dawnych zakładach wytopu żelaza nazywanych kuźnicami.  

                                                                         

                                                                                                                            Między cystersami a benedyktynami    

 

- Cystersi szybko się zorientowali, że panują tu korzystne warunki do jego produkcji i zaczęli zakładać liczne kuźnice - mówi Paweł Kołodziejski, dyrektor Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach. 

- Z tymi działaniami wiąże się powstanie stałego osadnictwa na terenie dzisiejszych Starachowic. Wiemy, że już około połowy XV wieku istniała tu osada o nazwie Krzyszowa Wola, później znana jako Krzyżowa Wola. Jej początek dała kuźnica położona nad rzeczką nazywaną wtedy Świnia Woda, później Łubianka, a dziś Lubianka. Czyli jak widzimy zalążki osadnictwa związanego z naszym miastem znaleźć możemy na jego dzisiejszych południowych peryferiach. W podobnym czasie własne osady na terenie dzisiejszych Starachowic zaczął zakładać zakon benedyktynów ze Świętego Krzyża. W źródłach historycznych pojawiają się: Lenartów Most i Florencja, które w późniejszym czasie nie  przetrwały. Badacze uważają, że pierwsza z nich była położona między Michałowem, a dzisiejszymi Starachowicami, a druga tam, gdzie w 1529 pojawiła się Wenecja, czyli dzisiejsza Wanacja - dzielnica Starachowic. W 1532 roku w źródłach czytamy o innej benedyktyńskiej osadzie o nazwie Michałów, powstałej przy kuźnicy prowadzone przez Michała. Co się w tym czasie dzieje na ziemiach cystersów? W 1547 roku wydzierżawiają kuźnicę w Krzyżowej Woli szlacheckiej rodzinie Starzechowskich: najpierw Jackowi, a po jego śmierci synowi Gabrielowi, która funkcjonuje do początku XVII wieku, a później znika z nieustalonych przyczyn. Rodzina Starzechowskich nadal tu jednak przez pewien czas gospodaruje; cystersi pozwolili im założyć dwór z folwarkiem o nazwie Starachowice, który następnie przekształci się w wieś o tej samej nazwie. I znów wracamy na teren benedyktynów. W 1569 roku zakładają Kuźnicę Jakubkową, która 2 lata później w dokumentach pojawia się jako Kuźnica Wierzbnik Jakubkowa. Skąd Wierzbnik? Od płynącej w pobliżu rzeczki o tej nazwie, która dziś nazywa się Młynówka. I tak ustaliliśmy  genezę dwóch kluczowych dla naszego miasta nazw -  podsumowuje Paweł Kołodziejski.

 

                                                                                                                            Rola wdowy po wójcie

 

Tymczasem w roku 1582 wójtostwo w Krzyżowej Woli cystersi oddali w dożywotnią dzierżawę niejakiemu Janowi Kowalskiemu lub Kowalkowskiemu prawdopodobnie przedstawicielowi drobnej szlachty, który w zamian za dochody z niego płynące wspierał opactwo. Gdy zmarł wdowa po nim, nie znana nam z imienia a w źródłach nazywana „Kowalkową”,  w 1608 roku sprzedała prawa do dożywocia na wójtostwie benedyktynom bez zgody cystersów. Oburzeni zakonnicy wygnali ją z Krzyżowej Woli, ale kobietą  zaopiekowali się ich benedyktyńscy rywale, którzy przekazali jej synowi dożywotnie prawo do wójtostwa w Michałowie.  Jednocześnie, mimo protestu cystersów, postanowili umocnić swoje wątpliwe prawo do terenów przejętych od wdowy. Pomysłem było założenie na tych ziemiach miasta. Całą rzecz miał przeprowadzić ówczesny przełożony zakonnej wspólnoty opat Bogusław Radoszewski.

- Człowiek zamożny i utytułowany. Był biskupem kijowskim i sekretarzem króla Zygmunta III Wazy -  wraca do opowieści dyrektor Paweł Kołodziejski.

- Na spornym terenie postanowił założyć miasto. Zgody na ten akt mógł w tamtych czasach udzielić tylko król Polski. I tak się stało. Dokładnie 16 stycznia 1624 roku Zygmunt III Waza wydał przywilej lokacyjny, czyli dokument pozwalający na założenie miasta o nazwie Wierzbnik na tzw. prawie magdeburskim. Było ono stosowane od średniowiecza, a za wzór służyły przepisy, na podstawie których funkcjonowało niemieckie miasto Magdeburg. Stanowiły one m.in. że na czele miasta stoi burmistrz, działają radni oraz ława miejska, która sprawuje funkcję sądu. Do tego w przywileju król zgodził się, by Wierzbnik mógł organizować jarmarki, czyli duże wydarzenia handlowe, 3 razy w roku, a mniejsze targi 2 razy w tygodniu. A więc 16 stycznia 1624 roku z prawnego punktu widzenia miasto jeszcze nie powstało. Królewski przywilej lokacyjny dawał dopiero taką możliwość właścicielowi dokumentu. Wyglądało to tak, że zazwyczaj w niedługim czasie wydawał on własny dokument założycielski, tzw. akt erekcyjny - wyjaśnia Paweł Kołodziejski. 

 

                                                                                                  Radoszewski zaplanował, ale zrealizował Sierakowski

 

W naszym przypadku trzeba było na to czekać 33 lata. Opat Radoszewski wyjechał bowiem do miasta Łuck na terenie dzisiejszej Ukrainy, by objąć nowo nadaną mu godność biskupa, w związku z czym zakładanie Wierzbnika przestało go interesować. Benedyktyni postarali się jednak o to, by ich prawa do dawnych ziem cystersów nie zostały naruszone. W 1627 Trybunał Koronny potwierdził ważność przywileju królewskiego a po raz kolejny zrobił to w 1635 roku nowy panujący Władysław IV. Zakonnicy poczuli się pewnie, ale miasta nadal nie było. To zadanie wziął na siebie nowy opat Stanisław Sierakowski. Nie były to jednak czasy sprzyjające osadnictwu. Polska była zniszczona wojną, czyli tzw. potopem szwedzkim i dodatkowo splądrowana przez wojska szwedzkiego sojusznika - księcia Siedmiogrodu Jerzego Rakoczego. Mimo niełatwych perspektyw Sierakowski próbując odbudować dobra zakonne przypomniał sobie o możliwości skorzystania z dawnego przywileju. 

-  16 września 1657 roku wydał akt erekcyjny powołując się na dokument sprzed kilkudziesięciu lat. I to od tego dnia możemy mówić o faktycznym założeniu miasta Wierzbnik - podkreśla dyrektor Kołodziejski. 

- Choć na razie tylko na papierze, bo jeszcze trzeba je było stworzyć w praktyce, czyli jak to wówczas mówiono "osadzić". Na czym to polegało? Należało choćby wytyczyć miejsce na rynek i sprowadzić osadników do 62 domów, bo taką ilość założył Sierakowski. Mieszkańcy mieli prawo do łowienia ryb w benedyktyńskich stawach i korzystania z należących do nich lasów. Mogli też produkować i sprzedawać alkohol: miód, wino, piwo i gorzałkę, ale częścią zysków trzeba było dzielić się z zakonem - przedstawia ówczesne realia Paweł Kołodziejski.   

 

                                                                                                                     Kościół był wcześniej niż miasto  

 

Podczas, gdy Wierzbnik musiał dość długo czekać na swoje oficjalne narodziny, przynależny do niego kościół pw. Świętej Trójcy powstał bardzo szybko, bo już w 1626 roku, a więc po 2 latach od przywileju królewskiego. 

- Był to maleńki drewniany obiekt, który dziś pewnie nazwalibyśmy kapliczką. Coraz bardziej niszczejącą budowlę po kilkudziesięciu latach zastąpił kościół murowany. W latach 1683 - 88 wzniósł go ówczesny benedyktyński opat Michał Komornicki. Przez następne 100 lat był to jedyny obiekt murowany w Wierzbniku. Budowniczy wyjednał też u biskupa krakowskiego utworzenie przy nim parafii obejmującej swoim zasięgiem nie tylko mieszkańców Wierzbnika, ale także wsi: Michałów i Wanacja. Na początku XVIII wieku pojawiły się parafialne bractwa: św. Barbary w 1732 roku, Różańca Świętego w 1733 i Matki Boskiej Pocieszenia w 1778. Grupy te oprócz działalności czysto religijnej pełniły też rolę krzewicieli kultury i oświaty. Ich członkowie mieli bowiem swoje ołtarze, o które dbali oraz organizowali procesje publiczne, co nadawało prowincjonalnemu miasteczku nieco większe znaczenie. Pod względem liczby ludności było bowiem bardzo słabo. W 1725 roku stało tu zaledwie 26 domów, a w 1778 roku mieszkało tylko 165 osób. W tym czasie wieś Krzyżowa Wola liczyła 131 mieszkańców. Wierzbnik zaludniał się więc bardzo wolno, ale przecież pamiętamy z historii, że były to trudne czasy. Jego faktyczny rozwój rozpoczął się w XIX wieku, gdy w pobliskich Starachowicach zaczął się intensywnie rozwijać nowoczesny przemysł. Na koniec pozostaje pytanie, dlaczego 400. rocznicę założenia Wierzbnika obchodzimy w 2024 roku, skoro miasto de facto nie powstało w 1624 roku? Otóż w akcie erekcyjnym z 1657 roku, a także w pierwszym herbie Wierzbnika, który ma elementy herbowe rodu opata Radoszewskiego, znajdziemy odwołania do uzyskanego przez niego przywileju, bez którego miasto by nie powstało. Cały proces tworzenia zaczął się właśnie od tego dokumentu - podkreśla Paweł Kołodziejski.    

iwo

INNE ARTYKUŁY Z TEGO DZIAŁU
Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza

2024-04-14

Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza "Ponurego"

Kapitan Leszek Zahorski był jednym z żołnierzy z osobistej ochrony legendarnego majora Armii Krajowej Jana Piwnika „Ponurego”. Jego życiorys to typowa historia Żołnierza Wyklętego, prześladowanego przez komunistów patrioty, którzy więzili go przez 10 lat. Gdy w 2009 roku odwiedził wąchocką polanę Wykus zaprzyjaźnił się z Katarzyną Kołodziejczyk-Daniłowicz, byłą dziennikarką "Gazety Starachowickiej". Efektem tej znajomości jest napisania przez nią biografia kapitana Zahorskiego pt. „Pozostałem Niepokonany”. Publikacja ukaże się w tym roku. To będzie 100. rocznica urodzin i zarazem 10. rocznica śmierci jej głównego bohatera.    
Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

2024-03-13

Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

25 lat temu w wyniku reformy podziału administracyjnego Polski reaktywowano zlikwidowane w latach 70- tych XX wieku powiaty. Decyzja zapadła w 1998 roku a nowe jednostki samorządowe rozpoczęły działalność z początkiem 1999 roku. Miały własnych radnych i zarządy pod kierownictwem starostów. Taki był też początek powiatu starachowickiego, który swoje 25-te urodziny obchodził 12 marca br. na uroczystej sesji z udziałem obecnych i byłych: samorządowców, pracowników starostwa, podległych mu jednostek oraz gości. A zaproszenie przyjęli m.in. wicewojewoda świętokrzyski Michał Skotnicki i Jan Maćkowiak, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego. 
Zapomniany dobroczyńca

2024-02-14

Zapomniany dobroczyńca

Postać Feliksa Sławka być może kojarzą dziś tylko najstarsi starachowiczanie. I może tylko oni oraz pasjonaci - regionaliści nie mieliby problemu z odpowiedzią na pytanie, dlaczego dzisiejsze wzgórze Trzech Krzyży było kiedyś nazywane Górą Sławka. Kilkadziesiąt lat temu wiedzieli to wszyscy mieszkańcy naszego miasta. Także i to, że Feliks Sławek posiada niezwykły dar leczenia. Ten prosty rolnik z powodzeniem składał złamane kości i nastawiał zwichnięte stawy zyskując uznanie zawodowych medyków i dozgonną wdzięczność swoich pacjentów, od których nie brał zapłaty. Jego postać chce przywrócić zbiorowej pamięci  starachowiczanin Wiesław Michałek. Zaproponował władzom miasta, by imieniem Feliksa Sławka nazwać rondo na zbiegu ulic: Radomskiej i Batalionów Chłopskich. A my już teraz przypominany postać zapomnianego dobroczyńcy Starachowic na podstawie informacji ustalonych przez Wiesława Michałka.      
Pamięć o starach

2023-12-01

Pamięć o starach

W Starachowicach nie produkuje się już starów, ale wspomnienie o nich jest tu nadal żywe. Jak się przejawia? Zapraszamy na ostatni odcinek poświęcony naszym ciężarówkom.      
Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

2023-11-24

Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

Te terenowe pojazdy zaczęły być wytwarzane od 2000 roku. MAN liczył, że zyska na nie stałego odbiorcę w postaci polskiego wojska. Jednak stary 944 i 1466 sprzedawały się tak słabo, że po około 6 latach zniknęły z oferty produkcyjnej. Wraz z nimi skończyła się 58 - letnia historia ciężarówek ze Starachowic.  
Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

2023-11-19

Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

Były to ciężarówki już całkowicie zunifikowane z wyrobami koncernu MAN. Nowy właściciel większości zakładu w Starachowicach zostawił mu jeszcze dawną nazwę, do używania której nabył wyłączne prawo. Star S 2000 zadebiutował pod koniec 2000 roku w 8 wersjach, ale słabe zainteresowanie nabywców przypieczętowało jego los po zaledwie 2 latach produkcji.    
Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

2023-11-13

Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

Pojawiły się w 1998 roku na bazie współpracy nowego większościowego współwłaściciela zakładów Star, czyli Sobiesława Zasady z koncernem MAN. To Niemcy przygotowali stara 8.125 oraz stara 12.155 i tę nowość widać było choćby w nietypowym oznaczeniu numerycznym tych ciężarówek. Zmiany objęły także logo przypominające teraz dwupasmową drogę. I rzeczywiście te samochody wyznaczyły już zupełnie nową drogę funkcjonowania starachowickiej fabryki. 
Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

2023-11-03

Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

Zaproponowano go jako samochód pośredni między dostawczym żukiem a ciężarowym starem 200. Z tego powodu był nazywany popularnie "starachowickim maluchem". Miał jednak pecha, bo zadebiutował w bardzo trudnym momencie: masowego sprowadzania samochodów z zagranicy w ramach początkującego w Polsce wolnego rynku, ale też towarzyszącej tym przemianom drożyzny, masowych zwolnień, strajków i postępującego zadłużenia FSC. Star 742 był świadkiem końca jej istnienia.  
Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

2023-10-26

Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

Nie był całkowicie nowym samochodem, ale zmodernizowaną wersją stara 200. Powstał pod koniec lat 70- tych, ale wtedy odstawiono go na boczny tor, by wydobyć z zapomnienia po stanie wojennym. Z największym zainteresowaniem star 1142 spotkał się dopiero w latach 90 - tych, gdy dawna FSC, teraz sprywatyzowana, powoli chyliła się ku upadkowi. Był w produkcji do 2000 roku, w którym nowy właściciel zakładu zrezygnował z wytwarzania pojazdów o nazwie star. 
Star 244, czyli hit PGR- ów i baza strażaków

2023-10-20

Star 244, czyli hit PGR- ów i baza strażaków

Szosowo - terenowy star 244 łączył w sobie umiejętność jazdy w trudnym terenie z dużą ładownością. Tę zaletę wykorzystało m.in. socjalistyczne rolnictwo PRL - u. W latach 70 - tych XX wieku ciężarówka stała się bardzo pożądanym pojazdem w Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Przez 30 lat była też podstawą wyposażenia straży pożarnej. Wytwarzano ją długo, bo aż do początku XXI wieku.