JUŻ W KIOSKU

Zaniedbania wierzbnickiego magistratu

2022-04-02 16:00:00

Ocena:

4/5 | 1 głosów

Czym żył Wierzbnik w latach 20 i 30? Ano tym, czym my dziś - afery i awantury. Lubiliśmy zaglądać burmistrzowi na podwórko, wytykać błędy, zaglądać do miejskiej kasy. Od jakiegoś czasu korciło mnie, żeby się temu przyjrzeć, a zatem...

Za ileś lat przez wierzbnicki świat już inni ludzie wieczorami będą szli. Lata dwudzieste, lata trzydzieste wrócą tekstem, sukni szelestem...

Słowa znanej wszystkim piosenki (tu nieco zmienione) towarzyszyły mi od chwili, gdy dostałam do rąk zarówno akta dawnego miasta, jak i dołączone do tekstu zdjęcie. I nieważne, czy zdjęcie jest z tamtych lat, dla mnie pozostaje w klimacie tamtego  Wierzbnika. Myślicie sielskie miasteczko, ale nie do końca, trochę się w tym naszym mieście działo, w magistracie szczególnie. Dochodziło do różnych sytuacji, jeśli nie nadużyć, to przynajmniej zaniedbań czy uchybień, czujni mieszkańcy - być może już wówczas stowarzyszeni - trzymali jednak rękę na pulsie i zawiadamiali władze wyższe.

I tak we wrześniu 1922 roku zjawia się w Wierzbniku Inspektor Samorządu Gminnego i notuje. W wyniku tychże notatek dymisję z pełnionej funkcji burmistrza składa Władysław Miernik, zarzucono mu wielkie zaniedbania, w niektórych przypadkach nadużycie władzy.

Burmistrz Miernik był jednocześnie urzędnikiem prowadzącym akta stanu cywilnego wyznań niechrześcijańskich i już w związku z tym naleziono co nieco do poprawy.

— Po sprawdzeniu książek o urodzonych, zaślubionych i zmarłych za czasokres wojny do czasu obecnego, skonstatowałem że akta powyższe prowadzone są z pominięciem obowiązujących przepisów. Żadnego aktu strony zainteresowane ani urzędnik nie podpisały, niektóre daty są odskrobane i poprawione bez omówień. Przez cały okres urzędowania burmistrz duplikatów akt nie sporządzał i nie przekazywał ich do hipoteki. Sporządzane akty nie mają znaczenia prawnego, mimo to burmistrz wydawał stronom odpisy tychże. Księgi ludności stałej mimo wielokrotnych poleceń Wydziału Powiatowego nie są dotąd doprowadzone do ładu i nie widać żadnych kroków ze strony Magistratu (pisownia oryginalna) — punktował zaniedbania wyższy rangą urzędnik.

Stwierdzono także karygodne zaniedbania w takiej kwestii, jak wojskowość.

— Listy poborowe roczników 1885 - 1900 nie są oprawione i nie są przechowywane oddzielnie, z aktami "bierzącymi" magistratu. "Niema" adnotacyj z jakim rezultatem wciągnięci do list odbyli wojskową powinność. Nie prowadzi się listy uchylających się poboru, co stanowi karygodne zaniedbanie  (pisownia oryginalna)— pisano w sprawozdaniu.

Kolejnym uchybieniem był brak podpisu sekretarza pod uchwałami magistratu, nie wyszczególniano imiennie członków biorących udział w posiedzeniach Rady Miejskiej, stąd nie było możliwości stwierdzenia wiarygodności powziętych uchwał.

- "Tembardziej", że i Sekretarz Rady żadnego protokołu nie podpisał i jego nazwiska w protokołach nie figuruje. Uchwały Rady przepisuje się z brulionu sporządzonego przez sekretarza magistratu (pisownia oryginalna) - czytamy.

Sekretarz p. Gierak miał powiedzieć inspektorowi |(w tajemnicy), że robi to z polecenia burmistrza, a swojego podpisu nie złoży bo nie jest sekretarzem Rady Miejskiej.

Wykazano także, że burmistrz Miernik i Magistrat uzurpowali sobie prawo karania obywateli miasta grzywną i aresztem. Mianowicie:

— Decyzją z dnia 31 lipca r.b. Magistrat ukarał właściciela sklepu z wodą sodową — Mordkę Stupnickiego na 2.000 Mk (marek polskich) grzywny za nalepienie na butlach z wodą sodową używanych banderoli miejskich. W sierpniu natomiast, tego samego roku, Magistrat ukarał miejscowy Dozór Bóżniczny w osobie Fiszla Najmana grzywną 1.000 Mk za samowolne pobieranie piasku z terenów miejskich — punktowano.

Ciekawostką jest  wydane przez Magistrat zezwolenie dla Frojma Cymermana na remont domu w Wierzbniku. Zgoda ta była wbrew Nadzorowi Budowlanemu.

23 maja 1922 roku burmistrz miasta Wierzbnika ukarał aresztem miejscowego obywatela - Stanisława Michałowskiego za obelgi uczynione urzędnikowi magistratu przy pełnieniu czynności urzędowych. Postanowienie to przekraczające zresztą kompetencje burmistrza załączono w oryginale do akt.

Podobnie rzecz się ma z postanowieniem z dnia 5 sierpnia 1921 roku. Burmistrz miasta Wierzbnika ukarał dwudniowym aresztem mieszkańca wsi Starachowice (gmina Styków) Wincentego Wieczorka za odmowę zapłaty na rzecz Magistratu opłaty targowej.

Dodajmy, ze burmistrz robił to wszystko nielegalnie. Wobec uchylania się burmistrza Miernika od wykonania poleceń władz zwołano  nadzwyczajne posiedzenie, na którym podjęto kroki mające na celu usprawnienie pracy urzędu.

W roku 1922 Wierzbnik był w posiadaniu 3 morgów ziemi ornej z placem przy ulicy Rynek, 6 morgów ziemi ornej przy szosie wiodącej do Rzepina  i 2 morgi łąki w wierzbniku przy rzece Kamiennej. I tu kolejna samowolka miasta jest zanotowana. 

Otóż całe 11 morgów wydzierżawiono niejakiemu Janowi Schabowskiemu, który w latach 1919 - 21 dzierżawił ziemię za 1000 marek polskich  rocznie. Po upływie terminu przekazano obywatelowi Schabowskiemu ziemię znów, tym razem za 80000 marek. Co ciekawe do wydzierżawienia tej ziemi zarząd miasta uprawnień nie miał, licytacji nie przeprowadził, samowolnie oddał mieszkańcowi ziemię z uszczerbkiem finansowym dla miasta. Kontrakt dzierżawy podpisał jedynie Jan Schabowski, nie było na nim podpisu urzędnika - mimo to pieniądze do kasy miejskiej Schabowski wpłacił.

Zarzuty kontroli obejmowały także bałagan w podatkach państwowych i powiatowych.

Pozostaje zapytać wierzbnickie duchy. dlaczego Magistrat nie wykonał piętnastu wyroków karnych, które zgłosił wierzbnicki Sąd Pokoju. Pominięto na przykład wyrok skazujący Moszkę Koguta na karę dwumiesięcznego aresztu. Stanowiło to podstawę do wniosków, że Magistrat ignoruje zarządzenia starostwa, nie licząc się z nimi zupełnie. Ba, w kwestiach ważnych przejmuje jego rolę. tak wynika z dokumentów dostępnych w Archiwum Państwowym w Kielcach.

Ciekawostkę stanowi podstawa wydawania dowodów osobistych, szczególnie, że księgi ludności prowadzone były z wielką niefrasobliwością. Dowody te wydawano na oświadczenie burmistrza, na podstawie paszportów rosyjskich i metryk urodzenia.

— Skonstatowałem, że większość tymczasowych dowodów osobistych wydawana jest bez poparcia na dowodach stwierdzających przynależność do Państwa Polskiego osób, dla których takie dowody wydano — stwierdzał Inspektor Samorządu Gminnego. Zastanawiał się on także, dlaczego po rezygnacji jednego wiceburmistrza nie wybrano kolejnego, dlaczego Magistrat wydaje zaświadczenia obywatelom, do których wydawania upoważnione był jedynie władze administracyjne.

Nadużyciem można nazwać bezprawne zwiększanie opłat kancelaryjnych. Te wg cennika oscylowały w ramach 20 - 100 marek polskich. Słuszny sprzeciw inspektora wzbudziła natomiast opłata, jaką Magistrat pobrał od niejakiej Zofii Skoczewskiej - 1000 (słownie tysiąc) marek polskich. Skąd różnica? Nie wiadomo, określono to więc jako urzędniczą samowolkę.

Przez niedbalstwo burmistrza miasto Wierzbnik od dnia 1 września 1922 pozbawione było dochodu z rzeźni - przeciętnie to 100 tysięcy marek polskich miesięcznie. Dlaczego? Zamknięto starą rzeźnię, jako nie nadającą się do użytku, a mimo nacisków starostwa nie uruchomiono nowej.

Kolejnym zaniedbaniem było niedopilnowanie końca dzierżawy terenu miejskiego i pobieranie wciąż tej samej opłaty. Nie ogłaszano nowych licytacji i Magistrat nie brał pod uwagę dewaluacji marki.

Zaciekawić może kwota 2500 marek polskich, które burmistrz nałożył na obywatela Jana Strząskę za, jak napisano w aktach, upicie się.

Sporo zastrzeżeń miał Inspektor co do wyglądu Magistratu i jego wnętrza.

— Biuro Magistratu przedstawia się niżej wszelakiej krytyki. Jest brudno, podłogi od dawna nie myte, wszędzie osiadły grube warstwy kurzu i pajęczyny. Gabinet burmistrza nie jest codziennie sprzątany, a podłoga od dłuższego czasu nie myta. W trzecim dniu rewizji biura zauważyłem te same śmiecie, które były po kątach podczas pierwszego dnia rewizji. Gabinet burmistrza robi wrażenie raczej jakiego składu rupieci, a nie biura. Na stole burmistrza leżą cale góry rozrzuconych papierów urzędowych i wszelkiego rodzaju pism perjodycznych, w kątach stoją wypełnione worki skradzionemi przedmiotami stanowiącemi dowody rzeczowe, składane na przechowanie przez sądy. Na szafach znajdują się lichtarze, poduszki i inne fanty zabrane od niewypłacalnych dłużników podatków. Na wszystkim tym osiadły grube warstwy kurzu (pisownia oryginalna) — zdziwieniu inspektora nie było końca.

Oczywiście Władysław Miernik - burmistrz młody, bo lat 41, ze wszystkiego się wytłumaczył. Między innymi  z zaniedbań odnośnie nie wykonania wyroków karnych.

— Magistrat nie ma aresztu i korzystał z aresztu przy urzędzie gminy Styków jako własności wspólnej. W ostatnich jednak czasach urząd Gminy Styków robi trudności w przyjmowaniu skazanych. Ponieważ nie mam oficjalnych wskazówek zezwalających na odsyłanie do więzienia w Radomiu osób skazanych na areszt przeto potworzyły się zaległości  — bronił się burmistrz. — Pan Jan Strząska ukarany zaś został za opieszałość w sprzątaniu ulic, a nie za pijaństwo, jak mylnie w księgach zapisano.

W związku z dymisją burmistrza postępowanie dyscyplinarne uchylono. Władysława Miernika na stanowisku Burmistrza zastąpił Antoni Góralczyk.

Kiedy wiatr wiał od szlachtuza, cały Wierzbnik śmierdział jak zbiorowa mogiła ofiar zarazy w środku lata... 

Niestety - szlachtuza czyli rzeźni nie było, jak wiemy, dopiero po rezygnacji burmistrza Miernika podjęte szeroko zakrojone działania, by nadrobić zaniedbania poprzedniej władzy.

* Szlachtuz tłumaczy się również jako zamtuz, ale nie wiem, czy takowy w Wierzbniku był. Jeśli natrafię na ślad nie omieszkam Szanownych Czytelników poinformować.

 

                                                                                         Gmina Żydowska

Ku pocieszeniu powiem, że podobny bałagan panował w Wierzbnickiej Gminie Żydowskiej.

Już dziesiąty chyba raz biegał po kancelaryi i ręce załamywał, gdy nagle otworzył się drzwiczki i przez drzwi te pojawiła się pierwej ręka z jarmułką, potem broda szpakowata, a następnie Żydek w stroju starozakonnym, mały, żywy, a oczy mu biegały wkoło.

—Aj waj — żałosnym głosem zajęczał patrząc na porozrzucane wokół księgi...

Nie wiem, czy tak to dokładnie wyglądało, ale mogło. Doszło nawet do tego, że do wierzbnickiego starostwa wpłynęło doniesienie, że w Gminie Żydowskiej w Wierzbniku czynione są nadużycia. Rewizję gospodarki gminy przeprowadzono u Sędziego Śledczego, skutkowało to zwolnieniem żydowskiego sekretarza i inkasenta oraz uporządkowaniem finansów. Te zaś prezentowały się następująco: wynagrodzenie Rabina wynosiło 6 tysięcy zł  (1930 rok, już nie ma marek polskich), sekretarz zarabiał 1500 zł, szkulnik i śpiewak po 400 zł, stróż bóżnicy 300 zł.

W rozchodach wierzbnickiej gminy uwzględnione były także pobory wdowy Małki Regensberg (wdowy po rabinie) w kwocie 500 zł, ale też takie wydatki jak czyszczenie ustępów w kwocie 500 zł. Przewidziano także 1000 zł na zakup macy dla najbiedniejszych członków Gminy Żydowskiej.

Wszyscy wiemy, gdzie w Wierzbniku była mykwa i łaźnia. W dokumentach archiwum zachowało się sprawozdanie techniczne do projektu kanalizacji we wspomnianej łaźni żydowskiej. Wiemy, że wanien było 4, a w ciągu godziny obsługiwano ośmioro klientów. Mykwa była własnością Gminy Żydowskiej, ale jednocześnie była wydzierżawiana. Jednym z dzierżawców w roku 1929 był niejaki Jankiel Waiman. Do jego obowiązków należało utrzymywanie 3 dni w tygodniu ciepłej wody w mykwie, a w łaźni parę jeden dzień w okresie dwutygodniowym i utrzymywać wszystkie urządzenia w łaźni w czystości oraz dostarczać potrzebną ilość opału. Mniejszy remont urządzeń należał także do dzierżawcy, zaś "dla usługi winien być na każde zawołanie stróż łaźni i mykwy".

Jesteście ciekawi, ile kosztowały wizyty?

— Od właścicieli domów i kupców za całą rodzinę miesięcznie 50 gr.

— Od robotników i ubogiej ludności miesięcznie 30 gr.

Za użycie mykwy rytualnej:

— od właścicieli domów mających lokatorów i kupców zamożniejszych mających własne domy za całą rodzinę miesięcznie 1 zł, 50 gr.

— Od kupców drobnych nie posiadających własnych domów i rzemieślników większych warsztatów z czeladnikami za całą rodzinę miesięcznie 1 zł.

— Od robotników i rzemieślników, którzy pracują bez czeladników i ubogiej ludności miesięcznie 80 gr.

Umowę dzierżawy zatwierdzał przewodniczący Gminy Żydowskiej Szmul Isser i starosta Śmietanko. Cennik oczywiście był zmienny, z roku o parę groszy drożał. Nie zawsze też budżet Gminy Żydowskiej udawało się spiąć, wszystko zależało od tego, ile składek do kasy wpłynęło.

Na dochody w 1931 roku składały się, oprócz składek, opłaty od uboju zwierząt, opłata z pomników, z czytania rodału, z dzierżawy łaźni i mykwy, ze sprzedaży rajskich jabłuszek. Z tego trzeba było utrzymać dwóch rzezaków, nadzór religijny, emerytowanego rabina, wdowę po rabinie, sekretarza, szkulnika, śpiewaka, woźnego gminy, stróżkę bóżnicy, stróża przy cmentarzu. Opłacić należało macę dla najbiedniejszych, oczyszczanie ustępów, ubezpieczenie pracowników w Kasie Chorych, piśmienne materiały i wiele innych.

Ciekawą zdaje się być skarga wierzbnickich Żydów na przewodniczącego Gminy złożona do Urzędu Wojewódzkiego w Kielcach.

— Od czasu wyboru nowych członków gminy wyznaniowej żydowskiej w Wierzbniku pozostajemy jakby w zaczarowanym kole, bo z powodu powołania na stanowisko przewodniczącego zarozumiałego i mało przystępnego żyda z Wąchocka, nie wiemy co się w gminie dzieje i dopiero wgląd do budżetu na 1932 rok daje nam obraz marnotrawnej gospodarki powodującej kilkukrotne podniesienie składek bóżniczych na pokrycie zbytecznych wydatków (...) Widzimy, że Zarząd Gminy na swoją rękę dokonał zniszczenia dorobku ogólnego i winien ponieść konsekwencje — czytamy w skardze.

Żydzi z Wierzbnika byli zbulwersowani faktem, że Przewodniczący Gminy Żydowskiej zatrudnia zupełnie niepotrzebnie kolejnego rzezaka, mimo, ze dwóch rzezaków z Wąchocka narzeka na brak zajęcia. Niepotrzebne etaty to jedna z wielu bolączek tamtejszego wierzbnickiego sztetla.

— Wobec tego przybiegamy do Urzędu Wojewódzkiego z protestem za postępowanie lekkomyślnego Zarządu Gminy i prosimy o zarządzenie przeprowadzenia dochodzenia względem samowolnego działania i pociągnięcie do odpowiedzialności, a przede wszystkim o rozwiązanie Zarządu Gminy, który dąży do zniszczenia mienia i narażenia na niepotrzebne wydatki członków gminy.

Takich akt i skarg troszkę w aktach miasta Wierzbnika jest. Z nostalgią przewracam pożółkłe strony, czasem z trudem odszyfrowuję wyblakły nieco tusz. Trudniej rozwikłać pismo ręczne, gdzieniegdzie trafi się kleks. Za każdym nazwiskiem pieczołowicie wykaligrafowanym stoi jakaś osoba, jakaś historia...

...Rubinsztajn, Wajberg, Goldwasser, Kogut, Menzel, Lejbuś, Chaim, Josek...

Tylko zegar stary zna, jakie Anioł Czasu imię ma. Imię biedne niczym wdowi grosz, Zbierzmy imion pełen kosz...

 

(Cytat z piosenki Justyny Steczkowskiej z płyty Alkimja).

Wszystkie informacje zaczerpnięte z akt dostępnych w Archiwum Państwowym.

INNE ARTYKUŁY Z TEGO DZIAŁU
Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza

2024-04-14

Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza "Ponurego"

Kapitan Leszek Zahorski był jednym z żołnierzy z osobistej ochrony legendarnego majora Armii Krajowej Jana Piwnika „Ponurego”. Jego życiorys to typowa historia Żołnierza Wyklętego, prześladowanego przez komunistów patrioty, którzy więzili go przez 10 lat. Gdy w 2009 roku odwiedził wąchocką polanę Wykus zaprzyjaźnił się z Katarzyną Kołodziejczyk-Daniłowicz, byłą dziennikarką "Gazety Starachowickiej". Efektem tej znajomości jest napisania przez nią biografia kapitana Zahorskiego pt. „Pozostałem Niepokonany”. Publikacja ukaże się w tym roku. To będzie 100. rocznica urodzin i zarazem 10. rocznica śmierci jej głównego bohatera.    
Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

2024-03-13

Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

25 lat temu w wyniku reformy podziału administracyjnego Polski reaktywowano zlikwidowane w latach 70- tych XX wieku powiaty. Decyzja zapadła w 1998 roku a nowe jednostki samorządowe rozpoczęły działalność z początkiem 1999 roku. Miały własnych radnych i zarządy pod kierownictwem starostów. Taki był też początek powiatu starachowickiego, który swoje 25-te urodziny obchodził 12 marca br. na uroczystej sesji z udziałem obecnych i byłych: samorządowców, pracowników starostwa, podległych mu jednostek oraz gości. A zaproszenie przyjęli m.in. wicewojewoda świętokrzyski Michał Skotnicki i Jan Maćkowiak, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego. 
Zapomniany dobroczyńca

2024-02-14

Zapomniany dobroczyńca

Postać Feliksa Sławka być może kojarzą dziś tylko najstarsi starachowiczanie. I może tylko oni oraz pasjonaci - regionaliści nie mieliby problemu z odpowiedzią na pytanie, dlaczego dzisiejsze wzgórze Trzech Krzyży było kiedyś nazywane Górą Sławka. Kilkadziesiąt lat temu wiedzieli to wszyscy mieszkańcy naszego miasta. Także i to, że Feliks Sławek posiada niezwykły dar leczenia. Ten prosty rolnik z powodzeniem składał złamane kości i nastawiał zwichnięte stawy zyskując uznanie zawodowych medyków i dozgonną wdzięczność swoich pacjentów, od których nie brał zapłaty. Jego postać chce przywrócić zbiorowej pamięci  starachowiczanin Wiesław Michałek. Zaproponował władzom miasta, by imieniem Feliksa Sławka nazwać rondo na zbiegu ulic: Radomskiej i Batalionów Chłopskich. A my już teraz przypominany postać zapomnianego dobroczyńcy Starachowic na podstawie informacji ustalonych przez Wiesława Michałka.      
Zgoda króla to był dopiero początek

2024-01-18

Zgoda króla to był dopiero początek

16 stycznia 1624 roku król Zygmunt III z dynastii Wazów wydał dokument zezwalający na założenie miasta Wierzbnik przez opata świętokrzyskich benedyktynów Bogusława Radoszewskiego. Zakon utarł nosa swoim cysterskim konkurentom, którzy zarzucali mu bezprawne przejęcie terenów pod przyszłe osadnictwo. Ale i tak miasto powstało dopiero 33 lata później. A sprzyjające warunki stworzyło ku temu wcześniejsze nielegalne działanie pewnej wdowy. Zapraszamy do lektury intrygującej historii narodzin naszego miasta, przygotowanej przez Pawła Kołodziejskiego, dyrektora Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach.   
Pamięć o starach

2023-12-01

Pamięć o starach

W Starachowicach nie produkuje się już starów, ale wspomnienie o nich jest tu nadal żywe. Jak się przejawia? Zapraszamy na ostatni odcinek poświęcony naszym ciężarówkom.      
Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

2023-11-24

Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

Te terenowe pojazdy zaczęły być wytwarzane od 2000 roku. MAN liczył, że zyska na nie stałego odbiorcę w postaci polskiego wojska. Jednak stary 944 i 1466 sprzedawały się tak słabo, że po około 6 latach zniknęły z oferty produkcyjnej. Wraz z nimi skończyła się 58 - letnia historia ciężarówek ze Starachowic.  
Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

2023-11-19

Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

Były to ciężarówki już całkowicie zunifikowane z wyrobami koncernu MAN. Nowy właściciel większości zakładu w Starachowicach zostawił mu jeszcze dawną nazwę, do używania której nabył wyłączne prawo. Star S 2000 zadebiutował pod koniec 2000 roku w 8 wersjach, ale słabe zainteresowanie nabywców przypieczętowało jego los po zaledwie 2 latach produkcji.    
Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

2023-11-13

Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

Pojawiły się w 1998 roku na bazie współpracy nowego większościowego współwłaściciela zakładów Star, czyli Sobiesława Zasady z koncernem MAN. To Niemcy przygotowali stara 8.125 oraz stara 12.155 i tę nowość widać było choćby w nietypowym oznaczeniu numerycznym tych ciężarówek. Zmiany objęły także logo przypominające teraz dwupasmową drogę. I rzeczywiście te samochody wyznaczyły już zupełnie nową drogę funkcjonowania starachowickiej fabryki. 
Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

2023-11-03

Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

Zaproponowano go jako samochód pośredni między dostawczym żukiem a ciężarowym starem 200. Z tego powodu był nazywany popularnie "starachowickim maluchem". Miał jednak pecha, bo zadebiutował w bardzo trudnym momencie: masowego sprowadzania samochodów z zagranicy w ramach początkującego w Polsce wolnego rynku, ale też towarzyszącej tym przemianom drożyzny, masowych zwolnień, strajków i postępującego zadłużenia FSC. Star 742 był świadkiem końca jej istnienia.  
Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

2023-10-26

Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

Nie był całkowicie nowym samochodem, ale zmodernizowaną wersją stara 200. Powstał pod koniec lat 70- tych, ale wtedy odstawiono go na boczny tor, by wydobyć z zapomnienia po stanie wojennym. Z największym zainteresowaniem star 1142 spotkał się dopiero w latach 90 - tych, gdy dawna FSC, teraz sprywatyzowana, powoli chyliła się ku upadkowi. Był w produkcji do 2000 roku, w którym nowy właściciel zakładu zrezygnował z wytwarzania pojazdów o nazwie star.