Ocena:
5/5 | 1 głosów
Miejsce to pulsuje od słońca, ptasich śpiewów i zapachów, te ostatnie chwytają się końskiej grzywy i niosą na całe gospodarstwo. Wiosna przekracza jego progi nieśmiało jak pensjonarka, pogłaszcze aksamitne chrapy, wda się w pogoń z wiatrem i przemknie szybko niczym film...
Taki western na przykład. I wcale nieprzypadkowo używam akurat tego porównania. Spotykam się bowiem z pewną dziewczyną, która przemierzyła pół świata po to, by na rodzinnej ziemi spełnić swój amerykański sen i rozkochać w niej pewnego Meksykanina. To prawdziwa przygoda, która wybrzmiewa w rytm końskich kopyt i tenisowej piłeczki. A zatem rozsiądźcie i wygodnie i posłuchajcie opowieści o Baśce i Ponczo Jimenez.
Pastwiska w gminie Iłża. To miejsce tonie w blasku słońca niezależnie od pory roku, najpiękniej wygląda, gdy światło staje się miękkie, a złote ornamenty promieni tańczą wśród desek rodzinnego domu. Może właśnie dlatego było to zawsze miejsce naj... rodzinny dom bowiem jest jak ulubione kapcie, mogą być już za ciasne, ale wciąż tylko te się liczą. Tam, w Pastwiskach mieszka mała Basia Urban, która zachwycona zbieranymi przez starszą siostrę pocztówkami z końmi zaczyna o nich marzyć. Oczami wyobraźni widzi je spienione od galopu, słyszy ciche ich rżenie i czuje na rękach powietrze z dymiących nozdrzy.
Tak, Basia chce konia. Karego. W końcu kto powiedział, że dziewczynka nie może być jak Zorro? Żeby konie mogły stać się jej rzeczywistością siedmioletnia Basia uczy się jeździć i nie jest to wcale takie proste, szczególnie jeśli chodzi o kwestie organizacyjne. W pasję małej dziewczynki zaangażowana jest cała rodzina. Zawieźć, poczekać, przywieźć - te kilometry dzielnie pokonuje mama naszej bohaterki, która sama po jakimś czasie wsiądzie na koń... Punktem zwrotnym w życiu małej Basi jest uroczystość pierwszej komunii świętej, pieniądze zebrane w tym dniu Baśka przeznacza na zakup rumaka. Nie żeby wystarczyło, na pomoc znów ruszają rodzice i tym samym do naszej dziewczyny trafia kara klacz pełnej krwi angielskiej o imieniu Castra. Kupiona z hodowli, z której konie idą prosto na tor na Służewcu. W pewnym momencie swojego życia trafi tam i nasza Baśka.
O tym jednak za chwilę.
- Moja Castra miałaby dziś 22lata! Niepowtarzalnie wyjątkowa, wyśniona przeze mnie - małą dziewczynkę - w każdym detalu. Zdecydowanie za wcześnie musiałyśmy się rozstać, a jej odejście złamało cały mój świat i spowodowało rezygnację z koni... na rok. Mimo, że byłam już wtedy na etapie zawodów jeździeckich i marzyłam o skokach. Była TYM koniem - mówi Basia Urban Jimenez w rozmowie z Gazetą. Doda jednocześnie, że Castra wcale nie była łatwym koniem, odizolowana od stada, w stresie straszyła wszystkich domowników, przez dom Basi przewijają się kolejni trenerzy, a każdy z innym na Castrę pomysłem. Tak też zaczyna się nie tylko pasja jeździecka, ale także chęć zrozumienia koni. Dla mojej rozmówczyni stanowią one całe życie. Zdawać by się zatem mogło, że miłość swojego życia pozna na końskim grzbiecie, prawda? Nic bardziej mylnego. Alfonso zwany Ponchem wpadnie Basi w oko na korcie tenisowym, wszystko zaś zacznie się na Campie Vega, tradycyjnym i jednym z najbardziej prestiżowych obozów dla dziewcząt w Stanach Zjednoczonych, dokąd Basia przyjedzie po obronie tytułu magistra inżyniera na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Ale o tym też jeszcze nie teraz.
- Stany były mega przygodą, ale przecież musiałam i chciałam znaleźć stałą pracę - opowiada Basia. - Zdecydowałam się na powrót do Polski i podjęłam pracę w Warszawie na Służewcu. Objeżdżałam konie, które wymagały treningu.
Myślicie, że praca łatwa i przyjemna?
- Zaczynaliśmy o 5 - 6 rano i w ciężkim dosiadzie wyścigowym objeżdżało się pięć do siedmiu koni z małą przerwą po drodze. Pieniądze z tej, skądinąd ciekawej, pracy niestety wystarczały mi na pokój w Warszawie, musiałam więc dorobić. Popołudniami pracowałam jako kelnerka w tajskiej restauracji. Pracę kończyłam około 12 w nocy, a rano znów na Służewiec - mówi Basia.
Co jej dawało siłę do utrzymania tego morderczego tempa? Marzenia o zostaniu dżokejem.
- Bardzo, ale to bardzo wkręciłam się w ten klimat. Robiłam wszystko, żeby mi się udało, niestety żaden z trenerów nie chciał mnie zatrudnić. Udało się dopiero z Małgorzatą Łojek (trener koni wyścigowych - dopisek redakcji), którzy przy okazji zrujnowała moje marzenia o ściganiu się. Usłyszałam od niej, że po pierwsze jestem już za stara (jest po studiach), po drugie za wysoka przez co stwarzam za duży opór powietrza - Basia zamyśla się i dodaje, że nawet gdyby morderczo dbała o ciało i wagę, to i tak mogłaby nie mieć na co wsiadać, bo właściciele i trenerzy mogli jej po prostu nie chcieć.
- Przez półtorej godziny płakałam na parkingu pod Służewcem - mówi. - A potem zdecydowałam się wrócić na Campa do Stanów. Bilet kupowałam na ostatni moment, mimo, że przecież miałam podpisany kontrakt na managera stajni. Przy okazji postanowiłam wykorzystać szansę, jaką daje mi wyjazd i bilety kupowałam w konfiguracji Polska - Stany - Meksyk - Polska - śmieje się Basia.
Dlaczego Meksyk? Bo zawsze chciała go zwiedzić.
Jest więc Basia w Stanach, gdy na obóz dociera Poncho. Żeby móc studiować w Ameryce musiał zdobyć stypendium i zdobywa je grając w tenisa. Nie ma tu żadnej przypadkowości, Poncho jest w tym naprawdę dobry i w Meksyku, skąd pochodzi, odnosi w tym temacie sukcesy. Na obóz trafia, żeby zarobić pieniądze. Korty tenisowe, na których gra Poncho, znajdują się dokładnie na przeciwko stajni, gdzie Basia trenuje konie do pracy pod jeźdźcem, zerkają na siebie codziennie, aż w końcu... Nie, ślub to jeszcze nie teraz.
Basia marzy o Meksyku, kolega z którym to organizuje, zmienia pracę i robi się z wyjazdem małe zamieszanie. I tu... wkracza Poncho Jimenez. Jest wspólny wyjazd. Jest wspólne zwiedzanie. Jest wspólna meksykańska przygoda, podczas której Poncho poznaje Basię ze swoją rodziną. Już się lubią, a nawet bardzo lubią i w dodatku ciężko się jest im rozstać.
- Ja Wróciłam do Polski, Poncho do Stanów, a między nami ciężka decyzja czy próbujemy związku na odległość. I tu Poncho mnie zaskakuje, bo twierdzi, że przyleci do Polski na przerwę świąteczną - śmieją się obydwoje.
I bez zastanowienia czy się ten związek uda czy nie, rozpoczęli wspólną przygodę, która trwa do dziś.
Te pierwsze wspólne święta to objazdówka po Polsce, Boże Narodzenie upływa pod znakiem wspólnego lepienia pierogów, śpiewania kolęd. Poncho zaczyna się uczyć języka polskiego i nie żadnym kursem, tylko słucha i mówi. Najlepiej mu się rozmawia z, przyszłymi jeszcze wtedy, teściami.
Skoro teściowie, to ślub. Czekaliście na to, prawda? Basia i Poncho poznają się 14 lipca, a pobierają 2 maja, co ciekawe tego samego dnia się oświadczył (rano), a kilka godzin później byli po ślubie. Ona przysięgała przed sędzią w bladoróżowej sukience, on w jeansach i trampkach. Właśnie im minęła trzecia rocznica ślubu.
Co robią w Polsce?
Był plan pozostania w Stanach, Poncho kończy tam studia (jest programistą) i dostaje pracę. Niestety nie w zawodzie i Basia boi się, że im dłużej będzie tam pracował, tym trudniej będzie mu się odnaleźć w tym, na czym się zna. Celują zatem w Europę. Trafiają między innymi do Holandii, gdzie Basia zdobywa doświadczenie w jednej z najsłynniejszych stajni ujeżdżeniowych w Europie (Van olst Horses) pracując z końmi klasy Grand Prix, a następnie w Niemczech w stajni sportowej o profilu skokowym- pracując jako jeździec domowy z końmi młodymi do klasy Grand Prix włącznie.
- Pracowałam jako luzak u Charlotte Fry (Mistrzyni Europy U25 z Dark Legend, w 2020 roku zadebiutowała ona z ogierem Chippendale w Międzynarodowym Grand Prix - dopisek redakcji), więc nie będę skromna i powiem, że jestem naprawdę dobra w tym, co robię - mówi Basia - Zarabiałam tam naprawdę fajne pieniądze, czułam się tam dobrze i byłam doceniona. Zmiany nastąpiły, gdy Poncho znalazł pracę przy niemieckiej granicy.
W Niemczech Basia trafia do kolejnej stajni, ale w międzyczasie zrodził się pomysł powrotu do Polski. Bodźcem do tego była ziemia, która czeka na Basię, ale także nieśmiałe plany własnego biznesu. Wszechświat im sprzyja, bo Poncho dostaje pracę w niemieckiej firmie, która w Polsce ma swoje przedstawicielstwo, a Basia rozwija swoją stajnię.
- Czy żałuję, że nie zostałam w Holandii, Niemczech czy Stanach? Nie, amerykański sen możesz spełniać wszędzie - mówi Basia. - Obecnie w stajni mamy 9 koni (dwa są w pensjonacie) i w pracy z końmi się spełniam. Tu realizuję politykę jazdy na zasadzie współpracy jeźdźca z koniem, dążę do jeździectwa z nastawieniem na konia. Poncho śmieje się, że moje konie pracują w bardziej komfortowych warunkach, bo tak dbam o ich spokój - Basia nie ukrywa, że zwierzęta mają się u niej doskonale.
W swojej stajni Baśka Urban Jimenez przygotowuje uczniów do odznak jeździeckich, prowadzi treningi sportowe, zajmuje się hipoterapią, docelowo jednak nastawia się na trening koni. Jest w miejscu, w którym czuje się spełniona.
- Nie było by mnie tu gdyby Poncho mnie nie wspierał. Przez pewien czas był bezrobotny, żebym ja mogła się realizować. Śmiało mogę powiedzieć, ze mam stuprocentowe poparcie męża. Jeśli się nie uda, to przecież świat jest otwarty. Co stoi na przeszkodzie żebyśmy wrócili do Stanów, Holandii czy Niemiec? To się będzie wiązało po prostu z nowym początkiem i tyle - dodaje na zakończenie spotkania.
Baśka jest świetna w tym, co robi. Ma ogromne doświadczenie, ale jak sama mówi, nie CV się liczy i nie słowa, a efekty, a te ma. Przyjeżdżają do niej ludzie z daleka, by brać lekcje jazdy i dać konie w trening. Organizuje, cieszące się dużą popularnością, tereny, na które udaje jej się namówić męża.
- Poncho jeździ konno, chociaż traktuje to jako pracę. Umie w trzy chody, ale nie sprawia mu to jakiejś specjalnej przyjemności. Ale nie odmawia - śmieje się Basia.
Zostawiam ich przy pracy. Poncho zasiada do komputera, Baśka biegnie do koni. A ja się zastanawiam, czy bardzo sobie obtłukę tyłek, jak się zdecyduję pojeździć, w końcu ostatni raz galopowałam jakieś 5 lat temu.

2023-05-28
Armeńskie bezdroża
Nie zadeptana... Zachwycająca... Pełna tajemniczych szeptów... Z duszami śpiącymi w chaczkarach... Dziergana w kamieniu rękami pokoleń... Obolała po genocydzie... Śniąca o chwale wojennymi cmentarzami... Pełna tęsknoty... Armenia. Byłam tam.
2023-04-07
Starachowiczanie na Rajdzie Koguta
A redakcja "Zielonej" wyrusza razem z nimi, gdyż cała akcja pachnie przygodą, a te lubimy ponad wszystko. Będą stare samochody, przystojni mężczyźni, fajna ekipa, długa droga, ale najważniejszy w tym wszystkim jest charytatywny cel.
2022-11-17
Mają tytuły superpiechurów
Superpiechur Świętokrzyski jest honorowym tytułem i nadawany jest osobom, które pieszo pokonały co najmniej 350 km tras turystycznych podczas imprez zaliczanych do rankingu i na dystansach wykazanych w stosownym regulaminie.
2022-11-10
Turecka mozaika w bibliotece
Ponad 2400 km promem, pociągiem, autobusem. Gdyby do tego dodać miejskie wędrówki, to kilometrów pewnie by wyszło tyle, co wrażeń. I o tych wrażeniach z tureckich bezdroży było na spotkaniu podróżniczym w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Starachowicach.
2021-12-10
Wędrowali w poszukiwaniu zimy
Starachowicki Oddział Międzyszkolny PTTK w Starachowicach to stowarzyszenie, które skupia wielbicieli aktywnego wypoczynku. Wszyscy ci, którzy lubią maszerować, wspinać się i zwiedzać, robią to właśnie pod szyldem "peteteku". Słusznie zresztą, bo przewodnikom współpracującym z oddziałem pomysłów na ciekawe trasy nie brak.
2021-12-03
Wychodzili sobie małżeństwo
Gdy spotykamy kogoś, kto patrzy w tym samym kierunku i jak my mierzy równie wysoko, można to porównać do wspólnej wyprawy w góry. Szykuje się niezwykła przygoda. W przypadku naszych bohaterów - Justyny i Daniela Kasperkiewiczów - nabiera to dosłownego znaczenia
2021-10-30
W drodze po Koronę Gór Polski
Rodzinna legenda opowiada o małej Hani, która postanawia pójść w świat. I chociaż tamtej czterolatce to się nie udaje, to będzie się to udawać dorosłej Hannie.
2021-09-21
Nie po "Krzyk", a po figle
Dzisiejsze inspiracje nieco nietypowe, bo Warszawie towarzyszy Chełmno, a do tego wszystkiego dodam Oslo. Ale, że ze stolicy wszędzie blisko, to...
2021-09-20
Tam, gdzie Orient flirtuje z Europą
Tu każdy zakątek jest tu malowniczy, każde miejsce historyczne, tu Orient zaleca się do Europy i śni, że jest władcą - tak o Stambule pisał Hans Christian Andersen, a ja przyznaję, że słowa te opisują to miasto jak żadne inne.
2021-09-18