JUŻ W KIOSKU

Zmiany w rozkładzie jazdy zaniepokoiły związkowców

2011-07-11 00:00:00

Ocena:

0/5 | 0 głosów

Najpierw o podwyżki, a teraz o autobusy upominają się „solidarnościowcy” ze spółki MAN. W piśmie do Zarządu Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego w Starachowicach apelują o odstąpienie od pomysłu likwidacji linii autobusowej nr 1 twierdząc, że utrudni to pracownikom dotarcie do pracy. Prezes MZK zapewnia, że będzie to tylko wakacyjna przerwa.

Według związkowców, likwidowanie kursów, z których korzystają pracownicy dojeżdżający do pracy, jest zupełnie niezrozumiałe i nie ma uzasadnienia ekonomicznego. W zakładach, które swoim działaniem obejmuje komisja tj. MAN, PKC Group i Gegenbauer, zatrudnionych jest cztery tysiące pracowników, dlatego firma zajmująca się przewozem pasażerów, a taką jest przecież MZK, powinna szczególnie dbać o tak duże skupiska potencjalnych, a także faktycznych klientów - argumentuje w piśmie przewodniczący MK NSZZ „S” – Jan Seweryn.

Likwidacja linii nr 1 spowoduje znaczne utrudnienia w dotarciu do miejsca pracy osobom dojeżdżającym z osiedla Południe. W obecnej chwili podróż do pracy zajmuje im ok. 15 minut, podczas gdy „siódemką” trwa to ok. 40 – 45 minut, co jest wyjątkowo uciążliwe. A przedsiębiorstwa usługowe - MZK, powołane zostało dla ułatwienia życia mieszkańcom i wychodzenie naprzeciw im oczekiwaniom, dlatego związkowcy apelują o odstąpienie od pomysłów likwidacji tej linii.

Prezes MZK Jarosław Kateusz w rozmowie z GAZETĄ zapewnił, że będzie ona istniała nadal. Zostanie zawieszona jedynie na okres wakacji, natomiast od września wznowi kursy. Jest to podyktowane rachunkiem ekonomicznym.

- Gdy wprowadzaliśmy linię w 2008 roku, spółka była w zupełnie innej kondycji, miała określone przychody. Natomiast dziś musimy ciąć koszty i szukać oszczędności - tłumaczy decyzję. – W okresie wakacji zapotrzebowanie na kursy jest dużo mniejsze. Wielu pracowników wykorzystuje urlopy. Nie jest prawdą, że nie będą mieli jak dostać się do zakładów. A różnica między czasem podróży „7” nie jest wcale tak duża, wynosi jakieś 15 minut. Musimy podchodzić do sprawy racjonalnie, uwzględniając rachunek ekonomiczny – argumentuje szef przewozowej spółki.