JUŻ W KIOSKU

"Natura i człowiek. Nic więcej"

2019-10-15 09:51:17

Ocena:

0/5 | 0 głosów

O zdobywaniu szczytów, wyprawie na Mont Blanc i muzycznych pasjach opowiada Grzegorz Nowak.   - Podobno miłość do górskiej wspinaczki to zasługa żony? - Rzeczywiście, żona zabrała mnie w Tatry i zakochałem się w górach, był rok 2014. Ale już w okresie szkolnym należałem do harcerstwa i jeździliśmy w Bieszczady, Beskidy, dużo wędrowaliśmy. Pewnie już wtedy jakieś ziarenko zostało zasiane. - Pierwszym zdobytym szczytem był Kasprowy Wierch? -Tak. Wtedy jeszcze z przyszłą żoną weszliśmy na tę górę. A potem przyszedł czas na inne tatrzańskie szlaki. Dzień po Kasprowym poszedłem już sam na Giewont, widoków ze szczytu było mało, tylko chmury. Udało mi się tam być wtedy, gdy nie było ludzi, co jest rzadkością, bo to oblegana góra. - Podobno bakcyl zadziałał bardzo szybko i już po miesiącu zdobywałeś następne góry? - Orla Perć, Rysy, Krywań... Chodziłem już sam po tych najtrudniejszych polskich szlakach. Kiedy zdobyłem te szczyty, zapragnąłem rozpocząć przygodę z Wielką Koroną Tatr. Jest to 14 najwyższych szczytów w Tatrach. - I udało się? - Małymi krokami kończę Koronę, zostało mi 4 szczyty, które chciałbym zrobić ciekawszymi wariantami niż samo wejście na szczyt i zejście... troszkę to dla mnie mało... Po głowie chodzi mi Kieżmarski Szczyt, z którego idzie piękna i podobno najtrudniejsza Grań Wideł w stronę Łomnicy. - Samotnie? - Pierwsze trudniejsze drogi pokonywałem z kolegą z Radomska, Patrykiem, który jest bardziej doświadczony. Zaczęliśmy wybierać bardziej wymagające szczyty, które są już, jak mówimy, "przygodą z liną". Bez asekuracji trudno zdobyć takie góry jak choćby Żabi Koń. To jedna z najbardziej nietypowych i trudnych tras w Tatrach. Był również Lodowy Szczyt, gdzie wybraliśmy trudniejszy wariant, bo zaczęliśmy od szlaku przez Czerwoną Ławkę. Po drodze zrobiliśmy 2 szczyty granią - Mały Lodowy Szczyt i Lodową Kopę a potem już główny cel czyli Lodowy Szczyt. [caption id="attachment_57419" align="aligncenter" width="618"] Żabi Koń, 2291 m[/caption]   - Czy najtrudniejsza znaczy także najciekawsza? - Najciekawszą i najtrudniejszą trasą do tej pory było chyba wspinanie się na Żabiego Konia. Idzie się po samym ostrzu grani, gdzie czuć tzw. lufę i wiatr pod nogami, więc zarówno adrenalina jak i widoki są niesamowite. Piękna jest również Łomnica, drugi co do wysokości szczyt w Tatrach. Widoki przy pięknej pogodzie nie do opisania... to trzeba przeżyć. Ciekawie wygląda także sytuacja, gdy turyści stoją na tarasie na szczycie i patrzą w dół na wspinających się z trudem zapaleńców, choć przecież na górę można było wjechać kolejką... - Ale gdyby nie ten zapał, nie podjąłbyś decyzji o zdobyciu Mont Blanc? - Zapał i determinacja. Do wyprawy trzeba się przygotować logistycznie i kondycyjnie,  nie mówiąc o finansach. [caption id="attachment_57417" align="aligncenter" width="618"] Mont Blanc,4810 m[/caption] - Przypuszczam, że jej zorganizowanie wymaga dużego nakładu pieniężnego? - Nie jest to tak ogromna kwota, jak można podejrzewać, jeśli chodzi o Mont Blanc. Zaś wyprawa w Himalaje jest rzeczywiście bardzo kosztowna. Ale miałem sponsorów, ludzi, którzy uwierzyli, że warto mnie wspomóc, więc udało się. - Jak długo trwało wejście na Mont Blanc? - 2 dni. Ale wcześniej mieliśmy trening, zdobywając szczyty w Tatrach wspomniane wcześniej. W Alpach na początku wspięliśmy się na  Grossglockner, najwyższy szczyt Austrii, gdzie chcieliśmy złapać trochę aklimatyzacji. Ryzyko było spore, bo nie byliśmy wcześniej na takiej wysokości. Ale porady ludzi, którzy już tam byli, pomogły i udało się wejść bez większych problemów. - Alpy to, co prawda, nie najwyższe góry na świecie ale czy można je traktować lekko? - Mont Blanc ma 4810 m n.p.m., więc należy podchodzić do tej góry z powagą i nie można jej lekceważyć. Przy takiej wysokości istnieje już ryzyko wystąpienia choroby wysokościowej czy też... dostania w głowę kamieniem odpadającym od skał w tzw. Kuluarze Rolling Stones, Żlebie Śmierci. Dlatego też wychodzi się tam w nocy, gdy skały są przymarznięte do śniegu, bo temperatura jest niska. W ciągu dnia, gdy słońce operuje dość ostro, sypie się wszystko. Nocą widoki są niesamowite. Człowiek jest jak zawieszony między pobłyskującymi w górze gwiazdami a oświetlonymi w dole miastami. - Brzmi pięknie, wręcz bajkowo, ale przecież trzeba mieć do tego odpowiednią kondycję, choćby do dźwigania plecaka? - Plecak waży ok. 23-25 kg, więc rzeczywiście jest co nieść. Muszę mieć nie tylko odpowiedni sprzęt – śpiwór, matę, namiot, raki, czekan. Oprócz tego specjalne jedzenie – liofilizowane saszetki, które mało ważą, ale są bardzo kaloryczne. I jeszcze suplementy, batony... Spalamy przecież w czasie wspinaczki tysiące kalorii. - Ale słyszałam, że doskonale sprawdził się w czasie wyprawy namiot z Biedronki? - Rzeczywiście spełnił swoją rolę. Ale trzeba przyznać, że warunki pogodowe nie były wymagające. Gdyby pogoda się popsuła, mogłoby być ciekawie... -  A jak dbasz o kondycję, o to, żeby nie zatrzymać się w połowie drogi z powodu braku sił? - Regularnie chodzę na siłownię, jeżdżę na rowerze, biegam, pływam. Eliminuję z diety "śmieciowe jedzenie". Systematyczne ćwiczenia zapewniają mi dobre fizyczne przygotowanie do wspinaczki. - Jaka kolejna wyprawa przed Tobą? - Planuję w lecie 2020 r. zdobyć jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczytów na świecie, jakim jest Matterhorn (4478 m n.p.m.). Przypomina płetwę rekina. Muszę jeszcze zebrać pieniądze, może znów poszukam sponsorów. Chcę najpierw przygotować się do zdobycia tego szczytu, bo kondycję muszę mieć bardzo dobrą. I przed wejściem tam najpierw warto zdobyć coś niższego, jakiś trzytysięcznik. Matterhorn także chcemy atakować nocą, żeby jak najmniej pieniędzy wydać na noclegi. Schodzić będziemy w dzień, więc mamy nadzieję, że wszystko potoczy się po naszej myśli, bo wbrew pozorom zejścia są bardziej niebezpieczne niż wejścia, ginie przy nich więcej osób. To nie jedyny szczyt, jaki chciałbym w czasie tego wyjazdu zdobyć, bo niedaleko jest Duforspitze (4634 m n.p.m.), najwyższy szczyt masywu Monte Rosa. - Czyli znów wyprawa z kolegą. Zbyt duże ryzyko wyprawy w pojedynkę? [caption id="attachment_57416" align="aligncenter" width="618"] Grossglockner, 3798 m[/caption] - Ryzyko jest zawsze, ale najważniejsze, żeby opanować swoje nerwy, nie dopuścić do ataku paniki, która może być bardziej niebezpieczna niż same góry. - Jeśli wspinaczka wiąże się z takim ryzykiem, to czemu ludzie wciąż zdobywają szczyty? - Bo to pozwala odkleić się od rzeczywistości, nie myśli się o tym, co zostawiło się w dole. Adrenalina to nie to samo co stres codziennego życia. Góry dają poczucie wolności i może dlatego tak przyciągają. - Czy masz jeszcze w życiu coś, bez czego nie mógłbyś żyć? - Muzyka. Towarzyszy mi właściwie od zawsze. W czasie nauki w gimnazjum byłem w Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, jeździliśmy na obozy, grałem na gitarze akustycznej a potem na elektrycznej. Gry na gitarze uczył mnie Krzysztof Stanik z MDK-u. Dzięki niemu lubię uderzyć  w gitarę porządnie. Lubię muzykę rockową. Na niej się wychowałem. - Grałeś w wielu zespołach, na licznych koncertach? - Przez jakiś czas mieszkałem we Wrocławiu i grałem z zespołem White Milk, grupą wspaniałych muzyków ze Starachowic. Po drodze były inne zespoły - Orange z MDK-u i Odlot z Kacprem Hartungiem w roli wokalisty. Miałem okazję grać supporty przed TSA, Dżemem, Big Cycem, Czerwonymi Gitarami  i innymi gwiazdami polskiej muzyki. - Więc na emeryturze widzisz siebie jako muzyka czy himalaistę? - W ogóle nie myślę o emeryturze, bo to bardzo odległy czas. Chcę żyć, cieszyć się życiem i nie myśleć o starości. O Himalajach marzę, zwłaszcza o Ama Dablam, bo stamtąd doskonale widać najwyższe szczyty świata - Mount Everest i Lhotse. I to jest w miarę realne marzenie pod względem finansowym. Inne zapewne pozostaną tylko w sferze marzeń. Choć nie ukrywam, że gdyby trafiła się okazja wejścia na jakiś ośmiotysięcznik, zacząłbym przygotowania od zaraz. - Najważniejsze w życiu – góry czy muzyka? - Rodzina. Żona, córeczka i syn. To taki mały łobuziak... A jeśli chodzi o najważniejszą pasję, jest nią jednak muzyka, bo do gór na co dzień mam za daleko. Zapraszam jednak na moją fejsbukową stronę: Góry – Wyzwanie, Wolność i Ucieczka  na Szczyty - Na pewno zajrzę. A na razie życzę rodzinnego szczęścia i zdobycia kolejnych szczytów. Dziękuję za rozmowę.   [caption id="attachment_57418" align="aligncenter" width="618"] Pośrednia Grań, Droga Dubkego, 2441 m[/caption]     Ewa Sajór - Ruszczak