JUŻ W KIOSKU

Powieść mojego życia - Mieczysław Frycz

2022-06-10 17:30:00

Ocena:

4/5 | 1 głosów

Dostajemy sporo sygnałów, ze tęskni się Wam za cyklem Powspominajmy. Spróbujemy zatem sprostać waszym oczekiwaniom.

Dzięki uprzejmości Pana Andrzeja Frycza w moje ręce dostał się pamiętnik jego ojca - Mieczysława i jest to prawdziwa kopalnia wiedzy o mieście. Starsi mieszkańcy pamiętają zapewne fragmenty publikowane w Budujemy Samochody, ja postaram się jedynie powrócić z tymi zapiskami. A zatem...

Fot. Pamiętniki Mieczysław Frycz

Na zdjęciu jeden z domów Kolonii Robotniczej (dom w którym mieszkał autor)

 

Biją dzwony, smętne tony

Robotnika ciężki los,

Nie ma chleba, a jeść trzeba,

Robotnika ciężki los...

Z początkiem roku 1932 przyjechałem do Starachowic wprost z Warszawy. W tym czasie Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych H.Rzepeckiego i S-ka rozpoczęło wielkie roboty związane ze zmianą biegu rzeki Kamiennej, dla uzyskania nowych terenów dla wielkiej rozbudowy zakładu zbrojeniowego, jakimi stawały się tzw Zakłady Starachowickie Spółka Akcyjna.

W tych okolicach, leżących na linii kolejowej bocznej Skarżysko – Rozwadów, nigdy nie byłem, a o rejonie świętokrzyskim miałem bardzo mętne i słabe pojęcie. Los mnie zagnał jednak w te strony i jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że na zawsze. Wysiadłem jednak z pociągu z walizką bardzo lekką i wielką rozterką w duszy: czy na długo? Niepewny swego losu, jednak byłem zadowolony że oderwałem się od szeregów bezrobotnych i przynajmniej jeden rok mam pracę zapewnioną. Zdystansować się innym nie pozwolę za żadną cenę – postanowiłem i pazurami tej pracy będę się trzymał jak chwast jałowej gleby. Stacji własnej Starachowice nie miały, a pociągi stawały w Wierzbniku. Ludzi wyszło z pociągu nadspodziewanie mało, bo każdy obywatel z braku pieniędzy, każdą odległość przemierzał własnymi nogami.

Wyszedłem przed dworzec i niepewnie rozglądałem się w którą stronę skierować swe kroki. W tym czasie widząc moją rozterkę, podszedł żyd dorożkarz i zapytał mnie, gdzie chcę jechać? Ja mu odpowiedziałem , że do Biura Regulacji rzeki Kamiennej. Ten ucieszony odpowiada, że wie gdzie to się mieści, a więc wsiadłem i jadąc nie długo, zawiózł mnie pod budynek portierni Wielkiego Pieca, gdzie się już zawiązywało biuro. Tam zastałem kierownika biura i dwóch pracowników biurowych. Tu miałem pracować jako technik i zarazem pracownik sezonowy Zakładów Starachowickich S.A. za sumę 200zł miesięcznie. Przydzielono mi pokoik w budynku Kolejek wraz ze skromnym wyposażeniem.

Idąc do pracy z terenu położonego za hałdą żużlową, teraz dopiero zobaczyłem topografię Starachowic. Teren był górzysty, przecięty rzeką Kamienną, która tworzyła wiele zakrętów na dolinie szerokiej jakieś pół kilometra. Na horyzoncie widoczne było pasmo gór, były to Góry Świętokrzyskie. Wokół szumiał bór. W dole zobaczyłem budynki przemysłowe (obecną Hutę) lecz o rodzaju jej produkcji nic nie wiedziałem. Obok stał masyw Wielkiego Pieca – obecnie nieczynny, na samej górze w lesie miały być Zakłady właściwe, ale do nich jeszcze wstępu nie miałem.

Kontakt z samymi Zakładami miało jedynie moje kierownictwo, mające siedzibę w Warszawie i kierownik biura na miejscu. Pierwsze moje prace były pomiarowe, uzupełniające już powstałe projekty zmiany koryta rzeki, projekt kaskady łamiącej duży spadek rzeki (obok Huty), budowę dużego żelbetowego przepustu, łączącego stawy rybowe poprzez szosę i Pasternik z rzeką poniżej mostu, istniejącego drogowego, budowę izbic przed mostem, oraz budowę 32 ha gospodarstwa rybnego, położonego między stawem, a szosą wąchocką.

Praca była bardzo ciekawa, różnorodna i wszechstronna. Od technika projektanta i wykonawcy, wymagała dużej wiedzy technicznej, doświadczenia i intuicji. Czułem się więc w swoim żywiole. Od maja roboty ruszyły w terenie. Zakłady dostarczyły 300 robotników wraz z dużymi taczkami, dały sprzęt jak łopaty, kilofy, drągi i na tory deski. Równocześnie kopano nowe koryto, które od mostu biegło najkrótszą drogą poza Hutę. Stare koryto biegnące tuż przy torze i wielkim Piecu zostało zasypane. Dalej rozkopano szosę tuż za mostem drogowym i budowano żelbetowy przepust o kształcie jaja wysokości 1,05 m i obok wielkie stawy rybne z zimochowem, przesadkami, stawami hodowlanymi, groblami i rowami odwadniającymi, mnichami, stawidłami itd. Itd. Tutaj trzeba było na wszystkim się dobrze znać, wszystko dobrze obliczyć i dopilnować dobrego wykonania.

Stawka życiowa była bardzo wysoka – widmo bezrobocia dawało zapału i energii. Stołowałem się w pobliskiej Resursie. Na robotach byłem stale, kontrolując je i nadzorując, aż do ich ukończenia tj listopada. Nadchodząca zima dopingowała wszystkich do końcowego wysiłku i zmuszała mię do refleksji: co będzie dalej?

Ja jednakowoż nie podzieliłem losu pracowników sezonowych i zostałem na stałe przydzielony do Wydziału Budowlanego Zakładów Starachowickich w charakterze stałego technika budowlanego. Miałem nadzór nad prowadzonymi robotami końcowymi tych obiektów – już z ramienia Zakładów.

Teraz inaczej spojrzałem na Starachowice.

Siedziba mego Wydziału była na piętrze Portierni Głównej. Szefem w-łu tzw Gospodarczo – Budowlanego był wielki oryginał na tutejszym terenie inżynier, przez robotników przezywany „biskupem”. Był to osobnik już siwy o pełnej tuszy, twarzy czerwonej i ubrany w lecie w gruby serdak i barankową czapę. Jeździł zawsze parą doskonałych fabrycznych koni, które miał do swojej dyspozycji. Patrzył śmiało poprzez swoje binokle i nikomu nie wierzył. Jego dewizą było: każdego można przekupić. Jednego za pieniądze, jeśli ktoś pieniędzy nie weźmie – to można do niego przegrać w karty każdą sumę – wtedy weźmie, gdy ten sposób zawiedzie – pozostaje wódka, gdy ten zawiedzie - może być kobieta, ale i te wszystkie mogą zawieźć - to podsuwa mu się młodziankę.

To też w dużym gronie pracowników i tu stale czekających na roboty przedsiębiorców, często powtarzaliśmy dewizy głoszone przez naszego „biskupa”. Słuchając je, jeden z przedsiębiorców powiedział: jeśli nasz „biskup” doszedł do takiego wniosku, to musiał sam kiedyś dobrze kraść, albo – dobrze jego okradli.

Do naszego Wydziału należało wszystko co nie było związane z produkcją, a więc 3 remizy z parowozami normalno - torowymi, duża remiza z parowozami wąsko - torowymi, łącznie parowozów było 19, a długość torów wynosiła 80 km, stajnie z końmi powozowymi i pociągowymi, wszystkie obiekty przemysłowe w konserwacji i wiele w budowie, kolonie mieszkalne z 300 domami.

Starachowickie Zakłady Górnicze S.A, dzieliły się na pięć wielkich oddzielnych kompleksów przemysłowych o zasadniczo różnej produkcji. Dolne Zakłady położone najniżej tuż przy rzece Kamiennej koncentrowały tu odlewnie, walcownie i marten, dalej Wielki Piec z bardzo dużą cegielnią, kalafoniarnią i elektrownią. Sercem Zakładów były tzw Górne Zakłady obejmujące właściwą produkcję mechaniczną tj. działa artyleryjskie, łuski, pociski, oraz tzw produkcję pokojową, między innymi wielką stolarnię. Czwartym obiektem był wielki nowoczesny tartak, a piątym położona w głębi lasów tzw. Elaboracja pocisków (napełnia się środkiem wybuchowym – trotylem). Zakłady obejmowały w szerokim zakresie produkcję hutniczą i przetwórczą, tak wojenną jak i pokojową, opartą o najdalej idącą samowystarczalność.

Własne kopalnie rudy ilastej i brunatnej, oraz kopalnie wapienia, dostarczały materiału do Wielkiego Pieca, którego uruchomiono, produkującego surówkę odlewniczą i specjalne gatunki (fosforowa i hematytowa). Praca stalowni Martinowskiej opierała się na własnym wsadzie surówkowym, a bloki stali przerabiane były w Walcowniach ( z Przeciągarnią i Kalibrownią) Kuźniach, Prasowniach i Hartowni.

Duża zmechanizowana Odlewnia Żeliwa wyrabiała odlewy zwykłe i specjalne, odpowiadające wszelkim wymogom technologicznym. Uzupełnieniem działu hutniczego była Elektrostalownia, wyposażona w dwa piece łukowe i piec indukcyjny wysokiej częstotliwości, co pozwalało na produkcję wszystkich gatunków stali szlachetnych w procesie zasadowym, kwaśnym lub kombinowanym.

Osobny dział wytwórczości stanowiły Zakłady Mechaniczne, posiadające różnorodne warsztaty, przystosowane do fabrykacji przetwórczej masowej i seryjnej, zarówno mniejszych jednostek jak i dużych obiektów mechanicznych o wysoce odpowiedniej konstrukcji. Duża Narzędziownia, Kuźnia i doskonale wyposażona Stolarnia uzupełniały całokształt możliwości wytwórczych. Lasy Starachowickie stanowiące samodzielną jednostkę gospodarczą, obejmowały 23 000ha i dostarczały surowca drzewnego do własnego nowocześnie urządzonego tartaku, skąd dopiero drzewo szło do Warsztatów Stolarskich, dostosowanych do masowej produkcji zwłaszcza stolarszczyzny budowlanej.

Starachowice posiadały również własne Zakłady Ceramiczne „Rogalin” produkujące wyroby ceramiczne ogniotrwałe. Cały szereg wytwórni, jak Warsztat Konstrukcyjny, Cegielnia produkująca cegły ze szlaki wielkopiecowej, Kalafoniarnię i Terpentyniarnię – uzupełniały skalę produkcji Starachowic.

W roku 1939 Zakłady uruchomiły również, na podstawie nabytej licencji Wytwórnię Twardych Metali, która zaczęła produkcję płytek „Distar” do noży tokarskich, odpowiadające znanym wyrobom Kruppa pod nazwą „Widia”. Pozwoliło to na dalsze uniezależnienie się w tej dziedzinie od zagranicy. W dążeniu do stałego doskonalenia swych wyrobów, Zakłady Starachowickie prowadziły prace naukowo – badawcze i w tym celu posiadały duże Laboratorium Badawcze, metalograficzne i wytrzymałościowe, Laboratorium Rentgenologiczne, Badanie Metali, Izbę Pomiarów i wiele instalacji specjalnych do prowadzenia prób i doświadczeń nad poszczególnymi rodzajami wyrabianych artykułów.

Podkreślić tu należy prace prowadzone przez Starachowice nad zagadnieniem surowców i materiałów zastępczych w przemyśle, oraz współprace z pokrewnymi instytucjami w dziedzinie normalizacji. Szeroko rozbudowana Kontrola Fabrykacji – międzyoperacyjna i ostateczna, gwarantowały wysoką jakość wyrobów i ścisłą ich zgodność z warunkami postawionymi przez odbiorcę.

Biuro Konstrukcyjne i Fabrykacyjne odpowiadające poszczególnym działom produkcji, stanowiły mózg techniczny fabrykacji. Potrzebom Starachowic jako ośrodka przemysłowego, służyły stacje kolejowe Wąchock, Wierzbnik i później Starachowice. Zakłady posiadały własną sieć kolejową normalną i wąskotorową o długości torów 80 km, obsługiwaną przez 10 parowozów, niezależnie od transportu międzywydziałowego, traktorami, samochodami ciężarowymi i wózkami motorowymi.

Ponadto posiadały Starachowice własną Elektrownię, Wodociągi ze stacją filtrów, Kompresory i sieć sprężonego powietrza. Stację Biologiczną oczyszczania ścieków, własną sieć telefoniczną itd. Ważnym czynnikiem do dalszego rozwoju Zakładów, było doprowadzenie do Starachowic przewodu gazu ziemnego, który znalazł zastosowanie jako paliwo do celów energetycznych i do pieców grzewczych.

Zakłady zatrudniały w 1939 roku 11 000 robotników i pracowników umysłowych, a duża ilość inżynierów świadczyła o wysokim poziomie technicznym produkcji. Wyrazem troski o pracowników była pomoc okazywana przy budowie własnych domków mieszkalnych, popierania szkolnictwa oraz wszelkich urządzeń kulturalnych. Kolonie mieszkalne (300 domów) stanowiące własność Zakładów, posiadały elektryczność, wodociągi i kanalizację. Zakłady Starachowickie utrzymywały Fabryczną Szkołę wraz z bogato wyposażonym Warsztatem Szkolnym, gdzie kształciło się około 100 uczni, jak również dokształcające kursy dla rzemieślników, przyczyniając się do utrzymania szkól powszechnych i ochronek. Do dyspozycji organizacji sportowych zostało oddane boisko, korty tenisowe, staw i plaża. Łącznie z rozwojem Zakładów Starachowickich powstał na miejscu przemysł pomocniczy, warsztaty rzemieślnicze, placówki handlowe i organizacje społeczne oraz zawodowe.

W ten sposób stworzył się duży ośrodek w Centralnym Okręgu Przemysłowym, jako zwarty zespół wywierający wpływ na stan gospodarczy okolicy i podnoszący ogólny posiew kultury i dobrobytu miejscowej ludności. I rzeczywiście, miejscowa ludność Starachowic i Wierzbnika miała tu dobrobyt i była niby ta oaza w saharyjskiej pustyni.

I zostawmy na razie naszego bohatera w tejże wierzbnicko starachowickiej oazie... Wrócimy do niej niebawem.