Jajka, biała kiełbasa czy mazurek to potrawy wielkanocne, które obowiązkowo pojawiają się na każdym stole, ale przecież nie tylko one. Co jeszcze jemy, do czego warto wrócić i jak jeść, żeby nie zaszkodziło, o tym poniżej.
Regionalna kuchnia świętokrzyska jest kuchnią prostą, opartą na podstawowych i przede wszystkim łatwo dostępnych produktach, inna rzecz, że tyle potraw w naszym regionie ile gospodarzących pań. Sama zalewajka świętokrzyska ma wiele odsłon, wiele zależało od zasobności skrzyń czy sakiewek, tam, gdzie było biedniej królował biedok świętokrzyski oparty na mące, ziemniakach, jakach i soli. Powstawał wtedy opiekany blok przypominający chleb. Ale najpierw zalewajka...
Ta zupa doczekała się tylu odmian, że praktycznie każda gospodyni ma na nią swój przepis. Klasyczną gotuje się na bazie kwaśnego żuru, z ziemniakami i kiełbasą lub boczkiem, czasami także z dodatkiem grzybów. Najoryginalniejsza z zalewajek, ozdobiona jajkiem sadzonym, podawana jest w karczmie Izba Dobrego Smaku przy Osadzie Średniowiecznej w Hucie Szklanej. Na Ponidziu zalewajka była nazywana lurą; jej odmianą jest też szewczucha, której rodowód sięga czasów potopu szwedzkiego. Podobnie przyrządzana jest zarzucajka, ta często z kiszonej gotowanej kapusty.
Gości na waszych wielkanocnych stołach? Ale może czas na coś innego, na przykład gomułki świętokrzyskie?
Te placuszki z białego sera, które można podać jako dodatek do śniadania lub kolacji, zrobią na pewno furorę wśród młodszych członków rodziny. Przygotujecie je następująco:
Potrzebujecie 1 kg sera wiejskiego białego, 2 jajka wiejskie, sól do smaku, mięta świeża lub suszona. Ser biały pokruszyć, dodać jajka, sól i miętę - wymieszać. Formować z masy placuszki i układać na blasze. Suszyć około 1 godzinę, aż będą na wierzchu sztywne. Po wyjęciu z pieca lub piekarnika pozostawić na blasze aż do wystygnięcia. Proste? No pewnie, dacie radę.
Przypominam, że w Wielką Niedzielę chrzan należy jeść, ma to zapewnić nam wolność od bólu brzucha i zębów, a zatem chyba warto. Jak "dzieckom" swym dacie to je od robaków uchroni, tym bardziej więc włączcie chrzan na wielkanocny stół, jeśli nie w żywej postaci to może...zupa. No to wjeżdżamy z chrzanicą.
Zagotować należy wodę z liśćmi laurowymi, zielem i grzybami. Do wrzącej wody włożyć boczek, wędzonkę i kiełbasę i gotować wszystko do miękkości. Wyjąć z wywaru wszystko oprócz grzybów. Chrzan zetrzeć na tarce o drobnych oczkach i wymieszać ze śmietaną i mąką i dodać do wywaru. Doprawić pieprzem i solą. Wędzonkę i boczek pokroić w kostkę, kiełbasę w półplasterki, jajka w plasterki. Na talerzach ułożyć jajka, kiełbasę, wędzonkę i boczek. Zalać gorącą zupą. Banał, nawet nieogarnięta pani domu (czyt. autorka tekstu) sobie poradzi. Jak musi (dodała po namyśle.
Na koniec hit. Coś, co wymaga jednak wprawy gospodarczej i chęci, ale jak to uczynicie to goście was po stopach całować będą. Dzionie rakowskie, czyli pieczona kiszka nadziewana moczoną w rosole macą - brzmi fantastycznie, prawda?
Dzionie to potrawa charakterystyczna dla okolic Rakowa, przygotowywane dawniej głównie z okazji świąt Wielkanocnych, warto dodać, że potrawa znajduje się na Liście Produktów Tradycyjnych resortu rolnictwa. Dzionie wywodzi się z kuchni żydowskiej, jednak w żydowskiej potrawie, zamiast wieprzowiny i podgardla do wyrobu kiszki używano wołowiny lub gęsiny.
Do wykonania dzionia potrzebne są mąka pszenna, jajka wiejskie, smalec wieprzowy, podgardle wieprzowe wędzone lub podgardle i mięso wieprzowe, przyprawy (ziele angielskie, liście laurowe, ziarna pieprzu czarnego, sól), jelita wieprzowe. Potrawa pracochłonna, ale... może warto spróbować.
Wykonanie macy: z 2 kg mąki, 8 jajek, 15 dag rozpuszczonego smalcu zagniatamy ciasto dolewając ciepłej wody (tyle, ile przyjmie mąka). Rozwałkowujemy je na placki - takie jak przy robieniu makaronu. Nakłuwamy je widelcem i pieczemy ok. kwadransa na złoty kolor. Nie wolno dopuścić do przypieczenia ciasta na brązowo - maca zyska wówczas gorzki smak.
Z 2 kg podgardla (lub podgardla wędzonego i mięsa wieprzowego) gotujemy rosół bez warzyw. Do wywaru dodajemy 7 ziaren ziela angielskiego, 3 listki laurowe, 10 ziaren czarnego pieprzu i sól do smaku. Potem wyjęte z rosołu mięso przekręcamy przez maszynkę (wykorzystując sito z oczkami jak do mięsa mielonego) i wrzucamy je z powrotem do rosołu.
Następnie przygotowujemy farsz. Na stolnicy wałkiem do ciasta rozkruszamy na drobne kawałki (o wielkości monet 20 lub 50 groszowych) mace, wkładamy je do misy i zalewamy gorącym rosołem wraz z mięsem.
Pęczniejącą masę pozostawiamy na 2 godziny - aż wystygnie. Masa ma być na tyle zawiesista, aby nie "uciekała" przez palce. Jeśli będzie za gęsta, dolewamy wody. Następnie do masy dodajemy ubite 8 jaj, zmieszanych z przyprawami (sól, pieprz, zmielone ziele angielskie) do smaku. Wszystko dobrze mieszamy.
Potem nadziewamy kiszki. Oczyszczamy 10 metrów jelit wieprzowych, uważając, aby nie zedrzeć zanadto tłuszczu - będą wówczas pękały w trakcie pieczenia. Przygotowanym farszem nadziewamy kiszkę. Robimy to ręcznie - tylko wtedy uzyskamy właściwą gęstość i wygląd potrawy.
Wypełniamy masą dość luźno 2/3 kiszki, po czym co 15 cm nakłuwamy je igłą. Końce kiszki spinamy drewnianą szpilą lub wiążemy wełnianą przędzą albo dratwą.
Kiszki układamy w brytfannie tak, aby się nie dotykały. Podlewamy je wodą, żeby ledwie zakryła blaszkę. Nadziane jelita nie mogą "czekać" - wkładamy je natychmiast do gorącego pieca. Po około godzinie, gdy skórka na kiszce mocno się zarumieni, wyjmujemy dzionie z pieca.
Potrawa najlepiej smakuje na drugi dzień po przygotowaniu - pokrojona w plastry i obsmażona.
Przepis pochodzi od Teresy Piotrowicz z Gospodarstwa Agroturystycznego "Przy Źródełku" w Pągowcu k. Rakowa. Przygotowana przez gospodynię potrawa w 2003 r. zwyciężyła w konkursie Nasze Kulinarne Dziedzictwo.
Dobrze, nastaliśmy się przy kuchni, nagotowaliśmy, podaliśmy i co? Cierpimy. Nie wiem jak Wy, ale ja za nic nie umiem odejść od stołu, no i potem kłopot. Jak sobie z tym poradzić?
RUCH moi mili, ruch. Spacer to podstawa, nawet jak brzuchy nam opadają na kolana. Natychmiast przejdą wszelkie objawy przejedzenia, ale jeśli nie... to z pomocą niechaj przyjdzie nalewka miętowa. Tudzież herbatki z mięty albo i sama mięta parzona, kto nie może mięty niech spróbuje dziurawca albo kminek. Ten ostatni łagodzi skutki spożywania wyjątkowo ciężkostrawnych dań, poprawia perystaltykę jelit i pobudza wydzielanie soków trawiennych. Można przygotować napar, zalewając wrzątkiem nasiona kminku, lub po prostu powoli je przeżuwać. Możecie spróbować picie octu jabłkowego, pomoże na zgagę, uczucie ciężkości i wszelkie problemy trawienne. Wystarczy łyżka octu zmieszana ze szklanką wody.
No i oczywiście nic już nie jeść. Iść głodnym spać, żeby rano wstać i Lany Poniedziałek smacznie zacząć.