Ocena:
2.5/5 | 2 głosów
Oto starachowicki sierpień 44, właśnie wtedy u bram miasta stanął Kałmucki Korpus Kawalerii. Wkraczał brutalnie, końskie kopyta ciągnęły za sobą krwawy ślad z gościńców kieleckiej ziemi.
Geograficznie Europa, stepy ciągnące się po horyzont, stada owiec, krów, kóz, buddyjskie świątynie. W rozlewiskach rzeki Manycz ptasie trele, na horyzoncie zamajaczy suhak, antylopa, którą nazywa się rówieśniczką mamutów z epoki lodowcowej. Tak wygląda dzisiejsza Kałmucja - kraina leżąca w międzyrzeczu Donu i Wołgi nad Morzem Kaspijskim, zasiedlona w XVII wieku przez przybyszów z Chin i Mongolii. Kiedy wiek później tereny te zostaną skolonizowane teoretycznie autonomiczni Kałmucy zamieszkają w kołchozach. Gdy w 1942 roku do Kałmuckiej Autonomicznej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej wejdzie Wehrmacht będzie to dla ludności powiew wolności.
Niemcy rozwiążą kołchozy, przywrócą kałmucką administrację i zezwolą na formowanie policji i wojska. Powstanie między innymi kałmucki oddział Abwehrtruppe 103, podlegający niemieckiej 6. Armii, a dowódca oddziału - Othmar Wrba - rozpocznie formowanie szwadronów kawalerii kałmuckiej. I tak, z połączenia kilku szwadronów powstaje Kałmucki Korpus Kawalerii, który zapisze się tragiczną kartą na świętokrzyskiej ziemi, w tym także starachowickiej. Była to jednostka sprzymierzona z III Rzeszą, na jej czele stał zawsze niemiecki oficer. Bój Kałmucy toczą z wieloma, walczą z Armią Czerwoną, a na Ukrainie z oddziałami Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Kałmucki Korpus Kawalerii zasłynął z wyjątkowego okrucieństwa wobec partyzantów i ludności cywilnej. Krew, gwałt i pożoga - taki los czekał świętokrzyską ziemię. Po wojnie, w latach 60, na wniosek organów ścigania ZSRR, które zajmowały się zbrodniami wojennymi popełnionymi przez KKK w Polsce śledztwo będą prowadzić funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. W materiałach dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej zachowały się zeznania świadków tamtych wydarzeń, zeznania, które jeżą włos. Teczki te zawierają także fotografie przedstawiające członków kałmuckiego korpusu - zwykłych żołnierzy, podoficerów, oficerów. Apel o zgłaszanie się świadków wystosowało, na prośbę SB, Słowo Ludu z dnia 5 listopada 1965 roku.
I zgłaszali się ludzie i opowiadali.
Tamten starachowicki sierpień 1944 był katastrofą nicości. Trwała wojna, ale przecież życie toczyło się dalej.
Na rozgrzanej słońcem ziemi bawią się dzieci... Jedni odchodzą, inni się rodzą, zakochują, gdzieś wśród pachnących lip chłopiec czule obejmuje dziewczynę. Powietrze przesycone jarzębinowym zapachem jest z lekka niepokojące, ale może dlatego, że przywołuje wspomnienia beztroskich przedwojennych lat.
Coś lekko ściska w żołądku. Strach?
Wkroczyli brutalnie, końskie kopyta ciągnęły za sobą krwawy ślad z gościńców kieleckiej ziemi. Niezbyt rośli, raczej szczupli, o kruczych włosach, skośnych oczach i płaskich nosach. Przynieśli łzy i ból.
Pozostały po niej druty parasolki
— 13 sierpnia w niedzielę spodziewając się łapanki wspólnie z żoną Stanisławą udałem się do lasu, gdzie nocowaliśmy do rana w poniedziałek. Razem z nami ukrywał się mężczyzna o imieniu Antoni, także mieszkaniec Starachowic. W poniedziałek rano, tj. 14 sierpnia, dołączyło do nas dwóch nieznanych mężczyzn, od strony północnej /Jasieniec/ usłyszałem strzały karabinowe. Ja udałem się w głąb lasu, natomiast moja żona i Antoni, a także dwóch nieznanych mężczyzn pozostali na miejscu z myślą przedostania się do Starachowic. Ukryty w głębi lasu widziałem, jak Kałmycy na koniach przejeżdżali w stronę Lipia. Udałem się w stronę tzw. Dębowej Góry, gdzie przebywało kilka lub kilkanaście osób. Do Starachowic wróciłem we wtorek 15 sierpnia, od chłopców wracających z lasu dowiedziałem się, że w lesie leży zabita kobieta. Domyślałem się, że może to być moja żona i udałem się, żeby ją odnaleźć. Po drodze natknąłem się na zwłoki Antoniego, widziałem, że miał opuszczone do kolan spodnie. Około 50 metrów dalej znajdowały się zwłoki mojej żony. Była w samej koszuli. W czasie oględzin stwierdziłem, że palce obu rąk miała poszarpane od pocisków, ponadto na głowie stwierdziłem osiem dziur po pociskach. Wyglądało na to, że została zabita strzałami oddanymi w tył głowy, ponieważ wyloty znajdowały się na twarzy. Przestrzelone zostały także palce u rąk. Niedaleko leżały spopielone ubrania i druty po parasolce. Wiedziałem, że ona, bo tego dnia zabrała ze sobą parasolkę— zeznawał jeden z mieszkańców Starachowic, pan Kazimierz.
Straciłam córkę i siostrę
Kolejnym świadkiem będzie pani Stefania, która w starachowickim lesie znajdzie zwłoki córki i siostry. Miały one uciec ze Starachowic do Lubieni.
— W lesie obok Starachowic przy drodze wiodącej do Lubieni znalazłam ciała trzech kobiet, Kobietami tymi były moja córka, siostra i nieznana mi dziewczyna. W czasie oględzin stwierdziłam, że głowa mojej córki była tak rozbita, że mózg znajdował się na zewnątrz. Wszystkie trzy ciała posiadały dziury, jakby były zadane bagnetami. Nogi mojej córki były prawie czarne, jakby od ran zadanych twardym narzędziem. Ręce miała związane do tyłu. Niedaleko znalazłam zwłoki członka rodziny i sąsiada, którzy byli związani ze sobą za ręce. U obu mężczyzn na prawych ramieniach widoczne były dziury - zeznawała podczas przesłuchania.
Widziałem mnóstwo trupów
Mieszkaniec Majówki, któremu udało się nie dostać w ręce Kałmyków zezna, że kiedy 17 czerwca wracał z lasu do Starachowic na swojej drodze widział dziesiątki zamordowanych osób. Na Dębowej Górze znalazł zwłoki około 15. osób, miały się wśród nich znajdować także kobiety. Zapamiętał, ze jedna z nich miała rozpruty brzuch i wnętrzności na zewnątrz. Ciała miały być rozrzucone w znacznej od siebie odległości. Kolejne znajdował także w pobliżu wsi Lipie, w lesie przy szosie Lubienia Starachowice. Natknął się na ciała swojego ojca i nieznanego mu mężczyzny, jego uwagę zwrócił fakt, że że obaj nie mieli prawych oczu. Niewiele dalej rozpoznał trzy nieżyjące kobiety. U jednej z nich widział w klatce piersiowej pięć dziur, a na nogach i udach sińce i otarcia.
Była w ciąży
Starachowiczanin o imieniu Jan, wraz z żoną i trzema synami rankiem uciekał do bunkra w lesie. Wieczorem jednak wrócił do domu przy ulicy Skalistej.
— Na podwórku zastałem około pięćdziesięciu koni. Po chwili do mieszkania weszło około siedmiu Kałmyków, dwóch w stopniu oficerskim. U mnie w domu zjedli kolację i pili wódkę. Następnego dnia widziałem jak odjeżdżali w stronę lasu. Słychać potem było strzały. Potem widziałem pokrwawione zwłoki, a od ludzi dowiadywałem się, kto i jak zginał. Pamiętam małżeństwo ze Starachowic, które wracało od rodziny z Jasieńca. Ona była w ciąży i kiedy zaciągnęli ją do jakiejś stodoły prosiła, by jej nie męczyli. Puszczono ich wolno, ale i tak zostali zamordowani zostali. dokonał tego w Lipiu inny oddział Kałmyków.
Miała tylko 17 lat
Pracownik Państwowych Zakładów Drzewnych w Starachowicach wspominał tamten czas następująco::
— 13 sierpnia chłopcy z oddziału "Ośki" przyszli do mojego brata i uprzedzili o obławie Kałmyków, w związku tym obydwaj powiadomiliśmy mieszkańców Lipia o tym fakcie. Cześć z nich uciekła i schroniła się w lesie. Kałmycy nadjechali w poniedziałek 14 sierpnia. Tętent końskich kopyt słychać było ze wszystkich stron, w każdym domu przeprowadzili rewizję szukając partyzantów. U mnie znaleźli karabin, ale ponieważ nie przyznawałem się do niego przywiązali mi go do ramion i kazali uklęknąć tyłem. Jeden z dowódców strzelał do mnie z odległości półtora metra, ale kule mnie omijały. Doszedłem do wniosku, że chciał mnie nastraszyć. Potem zaprowadzono mnie do stodoły, było tam zatrzymanych czternastu mężczyzn i jedna dziewczyna w wieku 17 lat. Znów rozpoczęło się przesłuchanie, jeden z nich ustawił mi lufę karabinu koło ucha i strzelał seriami. Potem mnie i kilkunastu mężczyzn przetransportowano na koniec wsi, widziałem po drodze grupę 50. mężczyzn ustawionych na kolanach w okrąg i przechadzających się wokół nich Kałmyków — opowiadał. — W czasie prowadzenia mnie widziałem, jak Kałmycy na podwórkach gwałcili kobiety. Inni rabowali wszystko, co mogłoby się im przydać, pościel, odzież, żywność, konie, drób.
Kałmycy opuścili Lipie w godzinach popołudniowych i puścili się w stronę Starachowic. 50 zatrzymanych przez nich osób została wywieziona do Pińczowa, do kopania okopów. Większość z nich wróciła potem do rodzinnych domów. Grupę 16 osób, w której był mężczyzna opowiadający tę historię prowadzono do Skarżyska. W okolicach Wąchocka przesadzono ich na furmanki i wywieziono do jakiejś wioski obok, której nazwy świadek nie pamięta.
— Tam obwiązanych drutem umieszczono nas w komórce. W godzinach nocnych z komórki naszej wyprowadzili tę młodą 17 letnią dziewczynę i na podwórku ją gwałcono. Widziałem to na własne oczy, słyszeliśmy jej jęki i płacz. Było ich wielu. Potem wycieńczoną zamknęli ją znów razem z nami w komórce. Byliśmy tam tydzień.
Z całej szesnastki 12 osób wypuszczono po przesłuchaniach, część rozstrzelano na strzelnicy w Skarżysku.
Wykopała sobie grób
Mieszkanka Starachowic z ulicy Dr Anki (dzisiejsza Konstytucji 3 Maja) zezna, że była świadkiem jak Kałmycy przyprowadzili na teren fabryki (późniejsza Fabryka Samochodów Ciężarowych) młodą kobietę. Po rozmowie z jakimś Niemcem Kałmycy kazali jej zdjąć płaszcz, pantofle, oddać torebkę i kopać grób.Niemiec strzałem w tył głowy pozbawił ją życia.
Strzelano do ludzi jak do kaczek
Echa tamtych wydarzeń wybrzmiewają także pamiętniku Mieczysława Frycza. Spójrzcie na to, co zachowało się na kartach jego wspomnień (pisownia oryginalna).
— 15 sierpnia 1944. Wczoraj cały dzień trwały w lasach strzały. Jak mówią, w lasy spędzili coś 800. azjatów będących w służbie niemieckiej. Ci zeszli z koni i poszli w las. Kogo chcieli zabili, kogo chcieli brali w niewolę. Do chat wchodzili, zabierali, kradli, nawet i palili. Część tej dziczy, coś ze 200, przejechało przez naszą kolonię (Robotnicza). Wszyscy jak bracia, śniadzi o oczkach czarnych, nosach pociągłych, słaby zarost. Jechali dwójkami, uzbrojeni. Na jednym wozie skuci byli jakaś młoda para. on w koszuli a'la Słowacki, ona w różowej sukience. Na innym wozie dwóch młodzieńców, na kolejnym sześciu lekko ubranych. Za nimi i w koło tłumy dzikich kałmuków. W lesie strzelano do ludzi jak do kaczek. Pełno trupów (...)
18 sierpnia 1944. Kałmuki w mundurach niemieckich po lasach i wsiach dopuszczali się nieludzkich bestialstw. Kobiety zniewalano aż do śmierci. Na oczach rodzin (...) Kradli wszystko, co można było wymienić na wódkę, wódka przez tych mongołów jest nader poszukiwana. Wódką wykupić się można.
20 sierpnia 1944. Obławy są codzienne, tak w poszczególnych częściach Starachowic, jak i w okolicach. Po wsiach łapanki robią Kałmuki, tu gonią zwłaszcza za dziewczętami. Na przykład w Tychowie dziewczęta skryły się w gnoju, żeby ich nie napastować. Kałmuki je znaleźli, spędzili do Strumyka, kazali się umyć, a potem je gwałcono.
&
Te historie można mnożyć, na swoją kolej czekają dramaty z Brodów, Śniadki, Bodzentyna, Wzdołu Rządowego, Skarżyska, Górna, Wilkowa, Świętej Katarzyny, Masłowa, Kielc i okolic. Za każdym z nich stoi człowiek, nieludzko sponiewierany, wykończony ale przecież nie złamany. Odzierany z godności, ale jej nie pozbawiony. W kartach akt dostępnych w instytucie Pamięci Narodowej zamknięta jest przeszłość, która boli, którą łatwo wyprzeć, o której łatwo zapomnieć. A akta te są tak bogate, że musiałabym kolejne numery tylko temu tematowi poświęcić.
Jest w Starachowicach pomnik, chociaż słowo pomnik to pewne nadużycie. Kamień pamięci raczej. Jest przy drodze, przy Rondzie Karola Kality "Rębajły/ skrzyżowanie Kościelnej z Leśną/, widać go czy to z przejeżdżającego auta, autobusu, mijają go codziennie dziesiątki pieszych. Ilu z Was wie, że poświęcony jest pamięci ofiar kałmuckich rąk i bagnetów?
Zatrzymałam się przy nim przed trzema laty. Przypadkiem, bo nie o kamień mi chodziło, a o kapliczkę na drzewie. I właśnie wtedy gdzieś się we mnie ten temat utknął, dziś przyszła pora by ujrzał światło dzienne.
Jeśli będziecie tamtędy przechodzić pomyślcie o Nich. O każdej z tych ofiar, która tam zginęła, zamordowana, brutalnie zgwałcona, rozstrzelana, przebita bagnetem. Pomyślcie o Nich, jak o ojcach, braciach, synach, mężach, żonach, córkach, siostrach. Niech to miejsce nie będzie "kolejnym pomnikiem czegoś tam".
Kieleckie Służby Bezpieczeństwa przez lata poszukiwały żony jednego z kałmuckich dowódców Szandzu Mukiebienowa. Klaudia Krawczenko ukrywała się pod zmienionym nazwiskiem gdzieś na kieleckiej ziemi. Wiadomo, że była z dzieckiem, wiadomo, że szła szlakiem krwi razem z kałmuckim taborem. Kim była i co mogłaby powiedzieć nie wiem. Szukano jej wszędzie, funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej szukali jej w każdym mieście Kielecczyzny, także w Starachowicach. Nie natrafiono jednak na jej ślad.
Historia poszukiwań świadków tamtych wydarzeń, to także anonimy. W jednym z nich pojawia się informacja o "kobiecie, która jeździła koniami zniemi (Kałmukami) i dziecko sprzedała we wsi w pow. Starachowice".
Żaden ze świadków zeznających przed Służbą Bezpieczeństwa nie podał nazwisk i nie był w stanie określić stopni żołnierzy Kałmuckiego Korpusu Kawalerii.
&
Kałmucy/ Kałmycy (obie formy są poprawne) w czasie II wojny światowej walczyli zarówno w Armii Czerwonej, jak i w uformowanym przez Niemców Korpusie Kawalerii Kałmuckiej. Za służbę w tym ostatnim Kałmucy zostali oskarżeni przez władze ZSRR o zdradę ojczyzny i przesiedlano ich na Syberię. Tam życia uczyli się od mieszkających Polaków.
Historia się zamknęła.
Korzystałam z teczek akt jawnych dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej w Kielcach, w zeznaniach zachowując pisownię. Zdjęcia żołnierzy Kałmuckiego Korpusu Kawalerii również pochodzą z zasobów IPN.
Wykorzystałam także fragment pamiętnika Mieczysława Frycza. Za pozwolenie publikacji dziękuję Andrzejowi Fryczowi.
Ze względu na poszanowanie pamięci ofiar, a także być może żyjących rodzin, nie podaję nazwisk osób zamordowanych, zgwałconych. Nazwiska osób zeznających przed funkcjonariuszami SB są dostępne w aktach Instytutu Pamięci Narodowej, w tekście nie było potrzeby ich podawania.

2023-12-01
Pamięć o starach
W Starachowicach nie produkuje się już starów, ale wspomnienie o nich jest tu nadal żywe. Jak się przejawia? Zapraszamy na ostatni odcinek poświęcony naszym ciężarówkom.
2023-11-24
Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic
Te terenowe pojazdy zaczęły być wytwarzane od 2000 roku. MAN liczył, że zyska na nie stałego odbiorcę w postaci polskiego wojska. Jednak stary 944 i 1466 sprzedawały się tak słabo, że po około 6 latach zniknęły z oferty produkcyjnej. Wraz z nimi skończyła się 58 - letnia historia ciężarówek ze Starachowic.
2023-11-19
Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki
Były to ciężarówki już całkowicie zunifikowane z wyrobami koncernu MAN. Nowy właściciel większości zakładu w Starachowicach zostawił mu jeszcze dawną nazwę, do używania której nabył wyłączne prawo. Star S 2000 zadebiutował pod koniec 2000 roku w 8 wersjach, ale słabe zainteresowanie nabywców przypieczętowało jego los po zaledwie 2 latach produkcji.
2023-11-13
Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji
Pojawiły się w 1998 roku na bazie współpracy nowego większościowego współwłaściciela zakładów Star, czyli Sobiesława Zasady z koncernem MAN. To Niemcy przygotowali stara 8.125 oraz stara 12.155 i tę nowość widać było choćby w nietypowym oznaczeniu numerycznym tych ciężarówek. Zmiany objęły także logo przypominające teraz dwupasmową drogę. I rzeczywiście te samochody wyznaczyły już zupełnie nową drogę funkcjonowania starachowickiej fabryki.
2023-11-03
Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki
Zaproponowano go jako samochód pośredni między dostawczym żukiem a ciężarowym starem 200. Z tego powodu był nazywany popularnie "starachowickim maluchem". Miał jednak pecha, bo zadebiutował w bardzo trudnym momencie: masowego sprowadzania samochodów z zagranicy w ramach początkującego w Polsce wolnego rynku, ale też towarzyszącej tym przemianom drożyzny, masowych zwolnień, strajków i postępującego zadłużenia FSC. Star 742 był świadkiem końca jej istnienia.
2023-10-26
Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego
Nie był całkowicie nowym samochodem, ale zmodernizowaną wersją stara 200. Powstał pod koniec lat 70- tych, ale wtedy odstawiono go na boczny tor, by wydobyć z zapomnienia po stanie wojennym. Z największym zainteresowaniem star 1142 spotkał się dopiero w latach 90 - tych, gdy dawna FSC, teraz sprywatyzowana, powoli chyliła się ku upadkowi. Był w produkcji do 2000 roku, w którym nowy właściciel zakładu zrezygnował z wytwarzania pojazdów o nazwie star.
2023-10-20
Star 244, czyli hit PGR- ów i baza strażaków
Szosowo - terenowy star 244 łączył w sobie umiejętność jazdy w trudnym terenie z dużą ładownością. Tę zaletę wykorzystało m.in. socjalistyczne rolnictwo PRL - u. W latach 70 - tych XX wieku ciężarówka stała się bardzo pożądanym pojazdem w Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Przez 30 lat była też podstawą wyposażenia straży pożarnej. Wytwarzano ją długo, bo aż do początku XXI wieku.
2023-10-16
Star 200, czyli szosowiec z silnikiem terenówki
Miał być pierwszym z całkiem nowej generacji starów napędzanych nowoczesnym silnikiem, ale ważniejszy okazał się realizowany dla wojska star 266. "Cywilny" star 200 skorzystał jednak na zmianach, które objęły jego poprzednika. Jeździł na takim samym jak on mocnym silniku, miał bardziej komfortową kabinę i mnóstwo zabudów.
2023-10-10
Star 266, czyli do dziś z wojskiem
Powstawał pod presją bardzo wymajającego klienta, jakim jest wojsko i z pomocą europejskiej motoryzacji, bo silnik wymyślili mu Austriacy. Ale efekt okazał się spektakularny. Star 266 był nie tylko najnowocześniejszą ciężarówką lat 70 - tych, ale także pojazdem, którego standard broni się do dziś. To właśnie z tego modelu nadal korzysta nasza armia. Był w produkcji aż do przejęcia starachowickiej fabryki przez niemieckiego właściciela i jest uważany za jej najlepszy wyrób. Ten samochód śmiało może uchodzić za kultową wizytówkę Starachowic.
2023-10-03