Ocena:
4.5/5 | 2 głosów
Któż by nie chciał zobaczyć burzliwych tańców hory, które napełniały serca radością i szczęściem? Któż by nie chciał zanurzyć się w barwną mozaikę tłumu ludzi wstających o świcie, by oddać cześć Bogu, i zmierzających do codziennej pracy? Słyszycie te unoszące się w powietrzu dźwięki pieśni i modlitwy, celebrujące dobro i pokój? Odkąd odkrywam tajemnice naszego miasteczka, wciąż połową siebie tkwię w tamtym świecie. I nie, nie tylko w maleńkim i ubogim sztetlu, chociaż to między innymi z niego przecież wyrastamy. Spróbujmy zaprzyjaźnić się z przeszłością, a zatem שָׁלוֹם עֲלֵיכֶם - szalom alejchem Drodzy Czytelnicy.
Rynek w dni powszednie rozbrzmiewa zgiełkiem codziennej pracy i handlu, jeszcze przed nim czas hitlerowskiej opresji, jeszcze nie wie, że kiedyś stanie się miejscem ostatnich spotkań przed wywiezieniem na zagładę.
Wstaje dzień.
Słońce uśmiecha się do Wierzbnika, właśnie wykąpało się w zimnych wodach Kamiennej, strzepnęło z promieni ostatki snu, te lśnić będą jeszcze przez chwilę wśród fal pracowitej rzeki. Zajrzało na rynek, a tam... mieszają się głosy kupców i tragarzy, parkują furmanki tworząc niewielkie obozy.
Wierzbnik nie słynie z bogactw, ale każdy się tu jakoś utrzyma. Przez wiele pokoleń i Polacy i Żydzi żyją w pokoju i zgodzie, zajmując się swoimi sprawami, każdy z nadziejami i marzeniami. Miasteczko żyje.
Jeden z mieszkańców Wierzbnika - Moshe Sali - wspomina Kupat Cholim czyli towarzystwo wzajemnej pomocy medycznej. Tę Kasę Chorych, bo tak ją możemy nazwać, charakteryzowała współpraca dwóch społeczności - żydowskiej i chrześcijańskiej. Dziwi? Nie powinno, w końcu od zawsze byliśmy sąsiadami.
- W naszym Wierzbniku instytut ten był tym bardziej wyjątkowy, że mieścił się w domu Żyda Pinchasa Helsteina, który na dolnym piętrze miał duży sklep. Na ostatnim, oprócz pokoi mieszkalnych rodziny, mieściła się właśnie kancelaria Kasy Chorych. Była ona pełna Żydów każdego dnia w roku, chociaż większość klientów stanowili chrześcijanie, pracownicy fabryk broni i amunicji znajdujących się głównie w Starachowicach, części przemysłowej miasta - wspomina Moshe. Kamienica ta stoi w zachodniej pierzei rynku - to jedna z tych, które sąsiadują z tzw "burgerownią".
W Wierzbniku, w Kasie Chorych nie było lekarzy żydowskich, przyjmowali lekarze polscy. Jednak ze wspomnień mieszkańców wynika, że traktowali oni ludność żydowską z uczciwością i nigdy nie odmawiali pomocy.
- Szczególnie miło wspominam lekarza o nazwisku Borkowski, którego śmiało można zaliczyć do sprawiedliwych. Ten lekarz, z zawodu chirurg, był miły i pomagał ludziom nawet z narażeniem własnej pozycji społecznej. - Moshe Sali chyli głowę przed doktorem Władysławem Borkowskim. Przypomnijmy zatem pewną historię.
Koniec wojnyi, nastroje nie sprzyjają przyjaźniom, szczególnie polsko - żydowskim. Jest biednie, nerwowo, wszyscy chcą spokoju, nawet za wszelką cenę. Ocaleni Żydzi przemykają uliczkami miasta starając się wtopić w mury kamienic.
Cichły głosy Jakubowych Dzieci w Wierzbniku tłumione przez otaczającą ich nienawiść. I wśród tejże człowiekiem okazuje się właśnie Władysław Borkowski, który mimo pogróżek uratuje żydowską dziewczynę Rózię Ejnesman, córkę Szlomo i Rucheli. Był rok 1945, do domów w Wierzbniku zaczęła wracać społeczność żydowska, ta, której udało się przetrwać. Nie zginąć i nie oszaleć.
Rynek, kamienica Icka i Chaima Brotbekkerów. Przed wojną mieści się tu najpierw warsztat stolarski, potem to piętrowy dom z pralnią. Kiedy do Wierzbnika wracają Żydzi, na parterze tej kamienicy mieszkają polskie rodziny, pokoje na górze zajmą żydowsc mężczyźni oraz Sara Wolfowicz z Fiszlem i Rywką i Ruchele Ejnesman z córeczką Rózią. Dziewczynka zapamięta pewien czerwcowy ciepły dzień - bawi się z dziećmi przed bramą, ale niepokój wzbudzą w niej uzbrojeni mężczyźni, którzy będą się im przyglądać. Najbliższej nocy mieszkańców kamienicy obudzi łomot do drzwi, jeden z Polaków mieszkający na dole wbiegnie na górę i i wskaże Żydom drogę ucieczki. Część z nich ucieknie, ale Sara z dziećmi nie zdąży. Żeby nie zostawiać jej samej, z dachu zejdą także Ruchele i Rózia. Pozbędą się strachu po zapewnieniu, że nic im się nie stanie.
Uwierzą.
Bandyci ustawią kobiety z dziećmi w pokoju, zgaszą światło i otworzą ogień. Sara, Fiszel, Rywka i Ruchele zginą na miejscu. Rózi kule nie trafią, jest najmniejsza. bandyci strzelą jednak drugi raz, bo mała Rózia krzyknie. Nie chce żyć, skoro jej najbliżsi nie żyją. Niechże i ją zabiją, strzelą, niechże nastąpi koniec. Przeznaczenie, los, niebo chcą jednak inaczej. Rózia zostanie kilkukrotnie postrzelona, ale mimo wszystko przeżyje. Pierwszej pomocy udzielą jej przestraszeni polscy lokatorzy, a rankiem wuj dziewczynki - Nojech - zabierze ją do szpitala. W szpitalu zajmie się nią właśnie doktor Władysław Borkowski. Mimo listów z pogróżkami, mimo gróźb wprost, zajmie się się małą Żydówką jak każdą inną pacjentką i doprowadzi do zdrowia.
Do Wierzbnika wracają także Sala i Chana Glatt, które w swoim domu zastaną koleżankę ze szkolnej ławy. Ta prosi je, by odeszły, bo inaczej zginą. Dominuje zasada "ulice są wasze, ale domy nasze" i Żydzi właśnie się o tym dowiadują. Siostrom udaje się odzyskać srebrne łyżeczki z rodowej zastawy i po dramacie, jaki się rozegrał w domu Brotbekkerów, uciekną pociągiem do Łodzi.
Do Wierzbnika wróci i Chawa Fajgnebaum i pierwsze kroki skieruje do polskich przyjaciół (Wykrotów), a tam - przy suto zastawionym stole - syn gospodarzy powie, że jeśli Chawa chce przeżyć, to musi uciekać. "Noc Brotbekkerów" dziewczyna spędzi poza centrum Wierzbnika, u rodziny państwa Wykrotów, a rano bezpiecznie odprowadzona wyjedzie do Łodzi.
Siostry Rozalia i Hanka Laks też nie znalazły powtórnie swojego miejsca w rodzinnym Wierzbniku. Ocalone przez rodzinę Paleszewskich, która najpierw będzie kłamała wszem i wobec jakoby gościły u nich Żydówki, potem kupi im bilet na pociąg i krytym wozem zawiezie na stację.
Tak właśnie ginął żydowski Wierzbnik. Wszystkie marzenia i nadzieje zostały zniszczone, wszystkie dobre uczynki zostały zmarnowane. Miasto podnosiło się z pożogi wojennej i tylko ludzie nie byli w stanie podnieść się z ruin, zadano im cios nie do naprawienia.
Cichły głosy Jakubowych Dzieci, nigdy ich już więcej nie słyszano.
A było tak pięknie.
Czy wiecie, że w naszym Wierzbniku funkcjonowało stowarzyszenie o nazwie córki Syjonu. Jerachmiel Singer wspomina, że członkowie gromadzili się na strychu domu Pesach Isenberg. Wśród działaczy tej organizacji była m.in Pola Laks, siostra wspominanych wyżej dziewczynek.
- Kobiety z organizacji zbierały datki, działały też na polu kultury organizując imprezy świąteczne, przedstawienia teatralne. Jedno takie wyjątkowe wydarzenie utkwiło mi w pamięci. Na parkingu straży pożarnej, przy ulicy Kolejowej, tam gdzie potem była szkoła, wystawiono przedstawienie. Pamiętam, że w rolę Rebeki wcieliła się pani Tenzer, uczestniczyli w nim też Pola i Izaak Laks. Stroje aktorzy wypożyczyli od żony rabina Yaakova Regensberga. To był pierwszy spektakl, jaki kiedykolwiek widziałem i pozostawił we mnie uczucie cudownej fantazji - opowiadał Jerachmiel Singer. Wspomina on także o skeczu, w którym jeden z szanowanych mieszkańców społeczności żydowskiej - Hershel Lichtenstein - zagrał pijaka i zaśpiewał piosenkę „Żyd idzie do baru”. Skecz ten wystawiono w kinie "Oaza" prowadzonym przez Józefa Przygodę, znajdowało się ono przy ulicy Starachowickiej, dzisiejsza Piłsudskiego.
W drugim kinie, przy ulicy Kolejowej, tam, gdzie mieściła się straż, występowały swego czasu "pierwsze nogi Rzeczypospolitej" czyli Loda Halama. Nie w tym jednak rzecz.
Córkom Syjonu pozazdroszczą panowie i w Wierzbniku powstanie zespół muzyczny składający się głównie ze skrzypków przy akompaniamencie kilku instrumentów dętych.
I rozbrzmiewał Wierzbnik dźwiękami klezmerskiej kapeli, i będzie ta orkiestra odwiedzać okoliczne wsie i dawać radość i szczęście. Grać będzie znakomity skrzypek Moshe Lustig (później wyemigrował do Stanów Zjednoczonych) i klarnecista o imieniu Isenman, któremu dobyta sława przyniosła ostatecznie pierwsze stanowisko w orkiestrze miejskiej Łodzi.
Graj klezmerska kapelo...
Niechaj goście się weselą...
Trzeba z Torą w zgodzie
W tańcu i na co dzień
Równowagę mieć! Hej...
I to barwne życie zostaje rozdarte. Nadeszła burza i wyrwała rozległe i głęboko zakorzenione drzewo naszych żydowskich braci, wyrwała je wraz z korzeniami i pniem, z gałęziami i liśćmi. Spokój i ciszę zmiotła wściekłość rozlewu krwi i przemocy.
W Wierzbniku cichły głosy Dzieci Jakuba i już nigdy ich nie usłyszano...
Obok nas żyły różne narody.
Obok nas żyli ludzie, jak my.
Z polskiej ziemi, powietrza i wody
Ich fantazja, poezja i sny.
CDN.
Wiersz kończący artykuł pochodzi z książki Morycek w szkole (Przemysław Paweł Grzybowski), słowa rymowane o klezmerskiej kapeli to piosenka Justyny Steczkowskiej. Wspomnienia dawnego Wierzbnika pochodzą z Księgi Pamięci - Wierzbnik Starachowitz A Memorial Book (Mark Schutzman). Korzystałam również z książki Pamięć Przetrwania Christophera Browninga.

2023-10-03
Star 28 i 29, czyli pomysł inżyniera Chmielnickiego
Nowe modele z rodziny 20 były efektem zniecierpliwienia decydentów opóźnieniami przy tworzeniu wojskowego stara 200. W związku z tym inżynier Antoni Chmielnicki zaproponował dwie szybkie "przejściówki", które miały być tylko na chwilę a tymczasem zostały produkcyjnymi rekordzistami. Star 28 był w ofercie FSC przez 21 lat i stał się najliczniej wytwarzaną ciężarówką, a star 29, ostatni model z silnikiem benzynowym, był w montażu do 1984 roku.
2023-09-26
Star 25, czyli udana modernizacja
Star 25 zadebiutował pod koniec lat 50- tych. Był mieszanką rozwiązań technologicznych ze starów 20 i 21 oraz innowacji na czele z silnikiem. W wyniku dalszych ulepszeń stworzono pojazd, który był w produkcji do 1971 roku.
2023-09-11
Star 660, czyli użyteczna wojskowa terenówka
Był pierwszym starem dla polskich sił zbrojnych, które potrzebowały samochodu do jazdy w trudnym terenie. I choć od razu po powstaniu, gdy nazywał się A 66 nie rzucił żołnierzy na kolana to po ulepszeniach, już jako star 66, a potem 660 M1 oraz M2, sprawdził się tak dobrze, że był w produkcji przez 25 lat. Pełnił funkcję sanitarki, był miejscem narad sztabu i jeżdżącą łazienką. A w 1979 roku woził św. papieża Jana Pawła II w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski.
2023-09-02
Star 21 - silnik od starszego brata, ale nowa skrzynia biegów
Druga w kolejności marka ciężarówek ze Starachowic była efektem przeróbek stara 20 na potrzeby polskiego wojska. I choć armia ostatecznie nie skorzystała ze stara 21 to próby sprostania jej oczekiwaniom doprowadziły do powstania samochodu o większej mocy i ładowności. I był to pierwszy, choć w niewielkich ilościach, star eksportowy. Jednak nawet sami konstruktorzy traktowali go jako model przejściowy, a dalsze wysiłki koncentrowali na zbudowaniu pojazdu z nowym, mocniejszym silnikiem.
2023-08-26
Od A 20 do stara 20, czyli początek polskiej motoryzacji
75 lat temu dawna fabryka broni w Starachowicach po dogłębnym przebranżowieniu rozpoczęła produkcję pierwszych ciężarówek o nazwie star 20. Początki miał przedwojenne, ale dopiero po II wojnie światowej zaistniały warunki do jego produkcji. Dziś nie uświadamiamy sobie tego, że był to pojazd o kolosalnym znaczeniu nie tylko dla rozwoju Starachowic, ale i dla całej polskiej motoryzacji. Star 20 był bowiem pierwszym samochodem rodzimej konstrukcji produkowanym seryjnie. Narodził się jednak nie w Starachowicach, ale w Łodzi, Ursusie i... Kielcach, jako produkt o nazwie A20.
2023-08-26
Ochraniał Jana Piwnika „Ponurego”, znał „Inkę” i był łącznikiem „Łupaszki”
Pierwszego Niemca zabił w wieku 15 lat, podczas obrony Lwowa. 4 lata później był już w partyzantce świętokrzyskiej, na Wykusie u „Ponurego”, gdzie służył w plutonie ochronnym legendarnego komendanta. Od bujnej blond czupryny obrał swój pseudonim „Leszek Biały”. Następnie łącznik „Łupaszki”, oficer kontrwywiadu i w końcu żołnierz wyklęty, więziony i torturowany przez komunistów. Przeżył wojnę. Obecnie trwa zbiórka na wydanie książki, będącej jego biografią.
2023-08-22
Od broni do ciężarówek
Rozpoczynamy cykl publikacji wspomnieniowych zainspirowanych przypadającym w tym roku 75 - leciem rozpoczęcia produkcji ciężarówek marki star - kultowego produktu, z którym do dziś kojarzone jest nasze miasto. Przypomnimy w nich okoliczności powstania kolebki starów, czyli Fabryki Samochodów Ciężarowych i zaprezentujemy poszczególne modele pojazdów. Kluczowy udział w powstaniu artykułów ma dyrektor Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach Paweł Kołodziejski, który okazał nieocenioną pomoc wypełniając je konkretną treścią informacyjną. Dziś pierwszy odcinek o narodzinach zakładu, który stał się pionierem, a potem liderem polskiej motoryzacji.
2023-06-26
Powrót do bolesnej przeszłości
Do Starachowic po raz kolejny przyjechał Howard Chandler, dawny żydowski mieszkaniec naszego miasta, któremu udało się przeżyć Holocaust. Towarzyszyło mu około 70 osób ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, dla których ten ponad 90-letni mężczyzna był żywym świadkiem dramatu II wojny światowej. I cudu ocalałego życia.
2023-05-27
I podjechała dorożka w pełnym galopie
I rozległ się świst bata... Larum podniosła straż ogniowa... Panowie spod Staromiejskiej zgłupieli. Wsiadać na koń czy piechotą wracać?
2023-05-21