JUŻ W KIOSKU

Głos Jakubowych Dzieci

2022-02-26 18:00:00

Ocena:

4.5/5 | 2 głosów

Któż by nie chciał zobaczyć burzliwych tańców hory, które napełniały serca radością i szczęściem? Któż by nie chciał zanurzyć się w barwną mozaikę tłumu ludzi wstających o świcie, by oddać cześć Bogu, i zmierzających do codziennej pracy? Słyszycie te unoszące się  w powietrzu dźwięki pieśni i modlitwy, celebrujące dobro i pokój? Odkąd odkrywam tajemnice naszego miasteczka, wciąż połową siebie tkwię w tamtym świecie. I nie, nie tylko w maleńkim i ubogim sztetlu, chociaż to między innymi z niego przecież wyrastamy. Spróbujmy zaprzyjaźnić się z przeszłością, a zatem  ‏שָׁלוֹם עֲלֵיכֶם - szalom alejchem Drodzy Czytelnicy.

Rynek w dni powszednie rozbrzmiewa zgiełkiem codziennej pracy i handlu, jeszcze przed nim czas hitlerowskiej opresji, jeszcze nie wie, że kiedyś stanie się miejscem ostatnich spotkań przed wywiezieniem na zagładę.

Wstaje dzień.

Słońce uśmiecha się do Wierzbnika, właśnie wykąpało się w zimnych wodach Kamiennej, strzepnęło z promieni ostatki snu, te  lśnić będą jeszcze przez chwilę wśród fal pracowitej rzeki. Zajrzało na rynek, a tam... mieszają się głosy kupców i tragarzy, parkują furmanki tworząc niewielkie obozy.

Wierzbnik nie słynie z bogactw, ale każdy się tu jakoś utrzyma. Przez wiele pokoleń i Polacy i Żydzi żyją w pokoju i zgodzie, zajmując się swoimi sprawami, każdy z nadziejami i marzeniami. Miasteczko żyje.

Jeden z mieszkańców Wierzbnika - Moshe Sali - wspomina Kupat Cholim czyli towarzystwo wzajemnej pomocy medycznej. Tę Kasę Chorych, bo tak ją możemy nazwać, charakteryzowała współpraca dwóch społeczności - żydowskiej i chrześcijańskiej. Dziwi? Nie powinno, w końcu od zawsze byliśmy sąsiadami.

- W naszym Wierzbniku instytut ten był tym bardziej wyjątkowy, że mieścił się w domu Żyda Pinchasa Helsteina, który na dolnym piętrze miał duży sklep. Na ostatnim, oprócz pokoi mieszkalnych rodziny, mieściła się właśnie kancelaria Kasy Chorych. Była ona pełna Żydów każdego dnia w roku, chociaż większość klientów stanowili chrześcijanie, pracownicy fabryk broni i amunicji znajdujących się głównie w Starachowicach, części przemysłowej miasta - wspomina Moshe. Kamienica ta stoi w zachodniej pierzei rynku - to jedna z tych, które sąsiadują z tzw "burgerownią".

W Wierzbniku, w Kasie Chorych nie było lekarzy żydowskich, przyjmowali lekarze polscy. Jednak ze wspomnień mieszkańców wynika, że traktowali oni ludność żydowską z uczciwością i nigdy nie odmawiali pomocy.

- Szczególnie miło wspominam lekarza o nazwisku Borkowski, którego śmiało można zaliczyć do sprawiedliwych. Ten lekarz, z zawodu chirurg, był miły i pomagał ludziom nawet z narażeniem własnej pozycji społecznej. - Moshe Sali chyli głowę przed doktorem Władysławem Borkowskim. Przypomnijmy zatem pewną historię.

Koniec wojnyi, nastroje nie sprzyjają przyjaźniom, szczególnie polsko - żydowskim. Jest biednie, nerwowo, wszyscy chcą spokoju, nawet za wszelką cenę. Ocaleni Żydzi przemykają uliczkami miasta starając się wtopić w mury kamienic. 

Cichły głosy Jakubowych Dzieci w Wierzbniku tłumione przez otaczającą ich nienawiść. I wśród tejże człowiekiem okazuje się właśnie Władysław Borkowski, który mimo pogróżek uratuje żydowską dziewczynę Rózię Ejnesman, córkę Szlomo i Rucheli. Był rok 1945, do domów w Wierzbniku zaczęła wracać społeczność żydowska, ta, której udało się przetrwać. Nie zginąć i nie oszaleć.

Rynek, kamienica Icka i Chaima Brotbekkerów. Przed wojną mieści się tu najpierw warsztat stolarski, potem to piętrowy dom z pralnią. Kiedy do Wierzbnika wracają Żydzi, na parterze tej kamienicy mieszkają polskie rodziny, pokoje na górze zajmą żydowsc mężczyźni oraz Sara Wolfowicz z Fiszlem i Rywką i Ruchele Ejnesman z córeczką Rózią. Dziewczynka zapamięta pewien czerwcowy ciepły dzień - bawi się z dziećmi przed bramą, ale niepokój wzbudzą w niej uzbrojeni mężczyźni, którzy będą się im przyglądać. Najbliższej nocy mieszkańców kamienicy obudzi łomot do drzwi, jeden z Polaków mieszkający na dole wbiegnie na górę i i wskaże Żydom drogę ucieczki. Część z nich ucieknie, ale Sara z dziećmi nie zdąży. Żeby nie zostawiać jej samej, z dachu zejdą także Ruchele i Rózia. Pozbędą się strachu po zapewnieniu, że nic im się nie stanie.

Uwierzą.

Bandyci ustawią kobiety z dziećmi w pokoju, zgaszą światło i otworzą ogień. Sara, Fiszel, Rywka i Ruchele zginą na miejscu. Rózi kule nie trafią, jest najmniejsza. bandyci strzelą jednak drugi raz, bo mała Rózia krzyknie. Nie chce żyć, skoro jej najbliżsi nie żyją. Niechże i ją zabiją, strzelą, niechże nastąpi koniec. Przeznaczenie, los, niebo chcą jednak inaczej. Rózia zostanie kilkukrotnie postrzelona, ale mimo wszystko przeżyje. Pierwszej pomocy udzielą jej przestraszeni polscy lokatorzy, a rankiem wuj dziewczynki - Nojech - zabierze ją do szpitala. W szpitalu zajmie się nią właśnie doktor Władysław Borkowski. Mimo listów z pogróżkami, mimo gróźb wprost, zajmie się się małą Żydówką jak każdą inną pacjentką i doprowadzi do zdrowia.

Do Wierzbnika wracają także Sala i Chana Glatt, które w swoim domu zastaną koleżankę ze szkolnej ławy. Ta prosi je, by odeszły, bo inaczej zginą. Dominuje zasada "ulice są wasze, ale domy nasze" i Żydzi właśnie się o tym dowiadują. Siostrom udaje się odzyskać srebrne łyżeczki z rodowej zastawy i po dramacie, jaki się rozegrał w domu Brotbekkerów, uciekną pociągiem do Łodzi.

Do Wierzbnika wróci i Chawa Fajgnebaum i pierwsze kroki skieruje do polskich przyjaciół (Wykrotów), a tam - przy suto zastawionym stole - syn gospodarzy powie, że jeśli Chawa chce przeżyć, to musi uciekać. "Noc Brotbekkerów" dziewczyna spędzi poza centrum Wierzbnika, u rodziny państwa Wykrotów, a rano bezpiecznie odprowadzona wyjedzie do Łodzi.

Siostry Rozalia i Hanka Laks też nie znalazły powtórnie swojego miejsca w rodzinnym Wierzbniku. Ocalone przez rodzinę Paleszewskich, która najpierw będzie kłamała wszem i wobec jakoby gościły u nich Żydówki, potem kupi im bilet na pociąg i krytym wozem zawiezie na stację. 

Tak właśnie ginął żydowski Wierzbnik. Wszystkie marzenia i nadzieje zostały zniszczone, wszystkie dobre uczynki zostały zmarnowane. Miasto podnosiło się z pożogi wojennej i tylko ludzie nie byli w stanie podnieść się z ruin, zadano im cios nie do naprawienia.

Cichły głosy Jakubowych Dzieci, nigdy ich już więcej nie słyszano.

A było tak pięknie.

Czy wiecie, że w naszym Wierzbniku funkcjonowało stowarzyszenie o nazwie córki Syjonu. Jerachmiel Singer wspomina, że członkowie gromadzili się na strychu domu Pesach Isenberg. Wśród działaczy tej organizacji była m.in Pola Laks, siostra wspominanych wyżej dziewczynek.

- Kobiety z organizacji zbierały datki, działały też na polu kultury organizując imprezy świąteczne, przedstawienia teatralne. Jedno takie wyjątkowe wydarzenie utkwiło mi w pamięci. Na parkingu straży pożarnej, przy ulicy Kolejowej, tam gdzie potem była szkoła, wystawiono przedstawienie. Pamiętam, że w rolę Rebeki wcieliła się pani Tenzer, uczestniczyli w nim też Pola i Izaak Laks. Stroje aktorzy wypożyczyli od żony rabina Yaakova Regensberga. To był pierwszy spektakl, jaki kiedykolwiek widziałem i pozostawił we mnie uczucie cudownej fantazji - opowiadał Jerachmiel Singer. Wspomina on także o skeczu, w którym jeden z szanowanych mieszkańców społeczności żydowskiej - Hershel Lichtenstein - zagrał pijaka i zaśpiewał piosenkę „Żyd idzie do baru”. Skecz ten wystawiono w kinie "Oaza" prowadzonym przez Józefa Przygodę, znajdowało się ono przy ulicy Starachowickiej, dzisiejsza Piłsudskiego.

W drugim kinie, przy ulicy Kolejowej, tam, gdzie mieściła się straż, występowały swego czasu "pierwsze nogi Rzeczypospolitej" czyli Loda Halama. Nie w tym jednak rzecz.

Córkom Syjonu pozazdroszczą panowie i w Wierzbniku powstanie zespół muzyczny składający się głównie ze skrzypków przy akompaniamencie kilku instrumentów dętych.

I rozbrzmiewał Wierzbnik dźwiękami klezmerskiej kapeli, i będzie ta orkiestra odwiedzać okoliczne wsie i dawać radość i szczęście. Grać będzie znakomity skrzypek Moshe Lustig (później wyemigrował do Stanów Zjednoczonych) i klarnecista  o imieniu Isenman, któremu dobyta sława przyniosła ostatecznie pierwsze stanowisko w orkiestrze miejskiej Łodzi.

Graj klezmerska kapelo...

Niechaj goście się weselą...

Trzeba z Torą w zgodzie

W tańcu i na co dzień

Równowagę mieć! Hej...

I to barwne życie zostaje rozdarte. Nadeszła burza i wyrwała rozległe i głęboko zakorzenione drzewo naszych żydowskich braci, wyrwała je wraz z korzeniami i pniem, z gałęziami i liśćmi. Spokój i ciszę zmiotła wściekłość rozlewu krwi i przemocy. 

W Wierzbniku cichły głosy Dzieci Jakuba i już nigdy ich nie usłyszano...

Obok nas żyły różne narody.

Obok nas żyli ludzie, jak my.

Z polskiej ziemi, powietrza i wody

Ich fantazja, poezja i sny.

 

CDN.

 

Wiersz kończący artykuł pochodzi z książki Morycek w szkole (Przemysław Paweł Grzybowski), słowa rymowane o klezmerskiej kapeli to piosenka Justyny Steczkowskiej. Wspomnienia dawnego Wierzbnika pochodzą z Księgi Pamięci  - Wierzbnik Starachowitz A Memorial Book (Mark Schutzman). Korzystałam również z książki Pamięć Przetrwania Christophera Browninga. 

INNE ARTYKUŁY Z TEGO DZIAŁU
Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza

2024-04-14

Od e-maili do książki, czyli historia ochroniarza "Ponurego"

Kapitan Leszek Zahorski był jednym z żołnierzy z osobistej ochrony legendarnego majora Armii Krajowej Jana Piwnika „Ponurego”. Jego życiorys to typowa historia Żołnierza Wyklętego, prześladowanego przez komunistów patrioty, którzy więzili go przez 10 lat. Gdy w 2009 roku odwiedził wąchocką polanę Wykus zaprzyjaźnił się z Katarzyną Kołodziejczyk-Daniłowicz, byłą dziennikarką "Gazety Starachowickiej". Efektem tej znajomości jest napisania przez nią biografia kapitana Zahorskiego pt. „Pozostałem Niepokonany”. Publikacja ukaże się w tym roku. To będzie 100. rocznica urodzin i zarazem 10. rocznica śmierci jej głównego bohatera.    
Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

2024-03-13

Spadkobiercy XIX - wiecznej administracji

25 lat temu w wyniku reformy podziału administracyjnego Polski reaktywowano zlikwidowane w latach 70- tych XX wieku powiaty. Decyzja zapadła w 1998 roku a nowe jednostki samorządowe rozpoczęły działalność z początkiem 1999 roku. Miały własnych radnych i zarządy pod kierownictwem starostów. Taki był też początek powiatu starachowickiego, który swoje 25-te urodziny obchodził 12 marca br. na uroczystej sesji z udziałem obecnych i byłych: samorządowców, pracowników starostwa, podległych mu jednostek oraz gości. A zaproszenie przyjęli m.in. wicewojewoda świętokrzyski Michał Skotnicki i Jan Maćkowiak, wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego. 
Zapomniany dobroczyńca

2024-02-14

Zapomniany dobroczyńca

Postać Feliksa Sławka być może kojarzą dziś tylko najstarsi starachowiczanie. I może tylko oni oraz pasjonaci - regionaliści nie mieliby problemu z odpowiedzią na pytanie, dlaczego dzisiejsze wzgórze Trzech Krzyży było kiedyś nazywane Górą Sławka. Kilkadziesiąt lat temu wiedzieli to wszyscy mieszkańcy naszego miasta. Także i to, że Feliks Sławek posiada niezwykły dar leczenia. Ten prosty rolnik z powodzeniem składał złamane kości i nastawiał zwichnięte stawy zyskując uznanie zawodowych medyków i dozgonną wdzięczność swoich pacjentów, od których nie brał zapłaty. Jego postać chce przywrócić zbiorowej pamięci  starachowiczanin Wiesław Michałek. Zaproponował władzom miasta, by imieniem Feliksa Sławka nazwać rondo na zbiegu ulic: Radomskiej i Batalionów Chłopskich. A my już teraz przypominany postać zapomnianego dobroczyńcy Starachowic na podstawie informacji ustalonych przez Wiesława Michałka.      
Zgoda króla to był dopiero początek

2024-01-18

Zgoda króla to był dopiero początek

16 stycznia 1624 roku król Zygmunt III z dynastii Wazów wydał dokument zezwalający na założenie miasta Wierzbnik przez opata świętokrzyskich benedyktynów Bogusława Radoszewskiego. Zakon utarł nosa swoim cysterskim konkurentom, którzy zarzucali mu bezprawne przejęcie terenów pod przyszłe osadnictwo. Ale i tak miasto powstało dopiero 33 lata później. A sprzyjające warunki stworzyło ku temu wcześniejsze nielegalne działanie pewnej wdowy. Zapraszamy do lektury intrygującej historii narodzin naszego miasta, przygotowanej przez Pawła Kołodziejskiego, dyrektora Muzeum Przyrody i Techniki w Starachowicach.   
Pamięć o starach

2023-12-01

Pamięć o starach

W Starachowicach nie produkuje się już starów, ale wspomnienie o nich jest tu nadal żywe. Jak się przejawia? Zapraszamy na ostatni odcinek poświęcony naszym ciężarówkom.      
Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

2023-11-24

Star 944 i 1466, czyli ostatnie ciężarówki ze Starachowic

Te terenowe pojazdy zaczęły być wytwarzane od 2000 roku. MAN liczył, że zyska na nie stałego odbiorcę w postaci polskiego wojska. Jednak stary 944 i 1466 sprzedawały się tak słabo, że po około 6 latach zniknęły z oferty produkcyjnej. Wraz z nimi skończyła się 58 - letnia historia ciężarówek ze Starachowic.  
Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

2023-11-19

Star S 2000, czyli ostatnia rodzina tej marki

Były to ciężarówki już całkowicie zunifikowane z wyrobami koncernu MAN. Nowy właściciel większości zakładu w Starachowicach zostawił mu jeszcze dawną nazwę, do używania której nabył wyłączne prawo. Star S 2000 zadebiutował pod koniec 2000 roku w 8 wersjach, ale słabe zainteresowanie nabywców przypieczętowało jego los po zaledwie 2 latach produkcji.    
Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

2023-11-13

Star 8.125 i 12.155, czyli efekty prywatyzacji

Pojawiły się w 1998 roku na bazie współpracy nowego większościowego współwłaściciela zakładów Star, czyli Sobiesława Zasady z koncernem MAN. To Niemcy przygotowali stara 8.125 oraz stara 12.155 i tę nowość widać było choćby w nietypowym oznaczeniu numerycznym tych ciężarówek. Zmiany objęły także logo przypominające teraz dwupasmową drogę. I rzeczywiście te samochody wyznaczyły już zupełnie nową drogę funkcjonowania starachowickiej fabryki. 
Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

2023-11-03

Star 742, czyli wolnorynkowe kłopoty małej ciężarówki

Zaproponowano go jako samochód pośredni między dostawczym żukiem a ciężarowym starem 200. Z tego powodu był nazywany popularnie "starachowickim maluchem". Miał jednak pecha, bo zadebiutował w bardzo trudnym momencie: masowego sprowadzania samochodów z zagranicy w ramach początkującego w Polsce wolnego rynku, ale też towarzyszącej tym przemianom drożyzny, masowych zwolnień, strajków i postępującego zadłużenia FSC. Star 742 był świadkiem końca jej istnienia.  
Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

2023-10-26

Star 1142, czyli dziecko kryzysu stanu wojennego

Nie był całkowicie nowym samochodem, ale zmodernizowaną wersją stara 200. Powstał pod koniec lat 70- tych, ale wtedy odstawiono go na boczny tor, by wydobyć z zapomnienia po stanie wojennym. Z największym zainteresowaniem star 1142 spotkał się dopiero w latach 90 - tych, gdy dawna FSC, teraz sprywatyzowana, powoli chyliła się ku upadkowi. Był w produkcji do 2000 roku, w którym nowy właściciel zakładu zrezygnował z wytwarzania pojazdów o nazwie star.