Elżbieta Dzikowska zawitała do Starachowic

Mój przewodnicki nos mówi dokładnie to samo.

Spotkanie, które odbyło się we wtorek, 29 czerwca, było jak powiew wielkiego świata. Na kilkadziesiąt minut scena Amfiteatru Parku Miejskiego stała się mapą podróżniczych szlaków, na której brakowało tylko Tony'ego Halika, tej jego fizycznej obecności, bo duchem był na pewno.

Zgromadzeni w Parku Miejskim mieszkańcy Starachowic mieli niepowtarzalną okazję nie tylko usłyszeć historie z podróży, ale przede wszystkim mogli zamienić słówko ze  znaną dotychczas z książek i ekranu podróżniczką. Elżbieta Dzikowska odpowiadała chętnie, cierpliwie również pozowała do zdjęć (skorzystaliśmy skwapliwie)  i rozdawała autografy.

Tłem tego niezwykłego spotkania była wystawa zdjęć przedstawiających piękno w różnym wydaniu i z różnych stron świata. Szczególnie interesującym dla słuchaczy było plemię Mursi (Etiopia), czyli kobiety z talerzami w ustach. Samookaleczenie polega tu na nacięciu dolnej wargi, zrobienie otworu, który jest wciąż powiększany, usunięciu dwóch dolnych jedynek i włożeniu tam krążka, który z czasem osiąga średnicę 20 centymetrów. Opowiadana ze swadą, przez Elżbietę Dzikowską, historia nieraz była przerywana wybuchami śmiechu, tak jak wtedy, gdy wyliczała ile kosztuje etiopska żona. Cztery do sześciu krów za jedną żonę, im bogatszy mężczyzna, tym większe możliwości małżeńskie.

Czy podróżniczka tego kalibru wraca do miejsc, w których była?

- Nie ma czasu na to, by wszędzie wracać. Tyle jest przecież miejsc do zobaczenia - mówi Elżbieta Dzikowska, ale dodaje jednocześnie, że najczęściej w swoim życiu bywa w Bieszczadach. Kocha Ustrzyki Górne, w jednym z pensjonatów ma nawet swój pokój z przepięknym widokiem na Przełęcz Caryńską. Troszkę na przekór temu,co mówi przyznaje się do wielokrotnych podróży do Peru, Machu Picchu, Meksyku czy Chin.

- Ni hao proszę państwa  - wita się z publicznością i przyznaje, że Chiny darzy wielką estymą, z wykształcenia jest bowiem sinologiem. - Zwiedziłam kawał świata, ale najpiękniejszym dla mnie miejscem jest Polska - dodaje i otrzymuje moc gorących braw.

Przez wiele lat, bo dwadzieścia, Elżbieta Dzikowska prowadzi z Tonym Halikiem program "Pieprz i Wanilia", ponad trzysta odcinków i osiemnaście milionów widzów - w tamtym czasie dla wielu widzów było to jedyne okno na świat, a Ela i Tony byli najlepszymi przewodnikami po świecie. Dziś, ta niezwykła kobieta, tworzy cykl "Groch i kapusta czyli podróżuj po Polsce".

Jeszcze jedno wyróżniło to spotkanie spośród innych. Nikt nie ma wątpliwości, że Elżbieta Dzikowska przetarła podróżnicze szlaki, razem z Tonym Halikiem byli pierwszymi Polakami, którzy dotarli do dawnej stolicy państwa Inków, Vilcabamby i pierwszymi ludźmi na świecie, którzy udokumentowali filmem to miejsce (przypomnijmy, że był to rok 1976). I nawet, gdyby zechciała "gwiazdorzyć", to pewnie każdy by zrozumiał, ale... nie zechciała. To fantastyczna, ciepła, sympatyczna kobieta, którą cieszył fakt, że wciąż jest rozpoznawalna, że ludzie chcą pamiętać o jej ukochanym Tonym i wracają w rozmowach do ich wspólnych programów.  Nie celebryta, a wielka osobowość, która wręczała nagrody uczestnikom konkursu na najlepszą stylizację, z filuternym uśmiechem opowiadała o strachu przed lataniem, różnicach w związkach i osobnej podróży poślubnej z pierwszym mężem. Nikomu nie odmówiła zdjęcia, autografu i chwili rozmowy.

Spotkanie poprowadziła dyrektor Parku Kultury Agnieszka Lasek Piwarska.

(aneta)