JUŻ W KIOSKU

Prawie idealni

2019-11-15 08:05:04

Ocena:

0/5 | 0 głosów

Mimochodem Media nie szczędzą słów krytyki pod adresem polskich turystów. Skarżą się rezydenci biur organizujących wyjazdy, a i celebryci pozwalają sobie w sieci na niewybredną ocenę zachowań wypoczywających zarówno w polskich, jak i zagranicznych kurortach. Czyżbyśmy rzeczywiście przestali się zupełnie kontrolować? Mieli innych za nic? Uważali, że świat należy tylko do nas, Polaków? Wyjeżdżając na wakacje przez ostatnie kilkanaście lat wyłącznie prywatnie, i to do miejsc z dala od cywilizacji, nie miałam okazji przyjrzeć się Polakom poza ich rodzinnym krajem. W świetle jednak medialnych doniesień, z dużą obawą rezerwowałam miejsce na wycieczce na Zachód Europy w jednej z miejscowych agencji. Pomna ostrzeżeń, ale jednocześnie uspokajana przez znajomych, którzy taką opcję często wybierają. I to z powodzeniem. O sporym zainteresowaniu zbiorowymi wyjazdami zaświadczała zresztą pełna – podobnych jak mój - wniosków szuflada. Starachowiczanie planują urlopy w rozmaitych zakątkach świata. Najpopularniejsze wśród rodziny i znajomych szlaki wiodły w tym roku... na Kretę. Ale była i Turcja, i Bułgaria, i Włochy. Dziś raczej nikt nie zbiera grupy przed turystycznym biurem, czy nawet na lotnisku. Leci się samodzielnie, dopiero w docelowym kraju rezydenci kierują wycieczkowiczów do miejsc przeznaczenia. Grupa zbiera się tuż przed trasą, jeśli to tzw. objazdówka. A przynajmniej zebrała w moim przypadku. Liczyła pół setki osób w różnym wieku. Od dwudziestoletnich po prawie osiemdziesięcioletnich. Czyli liczy się wyłącznie kondycja. Poza kasą oczywiście. Ba, kobiety wcale nie przeważały. Bo na zbiórkę stawiły się zarówno pary małżeńskie, jak i panowie oraz panie "luzem". Ludzie zaprzyjaźnieni, spokrewnieni, jak kto woli. Zastanawiające, że bardzo młodzi, mając możliwość samodzielnej rezerwacji hoteli, również auta, wybrali zorganizowaną imprezę i towarzystwo przypadkowych osób. Tym bardziej że – jak się okazało – niemal wszyscy władali językiem angielskim, więc na pewno nie mieliby kłopotów z przemieszczaniem się. Ale to był ich wybór. Widocznie w pełni świadomy, z uwzględnieniem własnych możliwości i ograniczeń. Zresztą nie pierwszy raz stawiali na biuro podróży. Pewnie dlatego – wbrew powszechnym doniesieniom  o kłopotliwych Polakach – nie mogę im nic zarzucić. Przede wszystkim chwalę za znajomość języków. Zaraz potem za niezwykłe wręcz zdyscyplinowanie. Godzina zbiórki była dla wszystkich święta. Żadne tam kwadranse akademickie. Raczej kwadrans przed czasem, co mnie mimo wszystko niebywale dziwiło, ale i podnosiło na duchu. Że nie wszystkich Polaków zapamiętuje się od złej strony. Każdy chłonął przekazywane przez przewodnika informacje. Dopytywał, prosił o wyjaśnienia. Nie było rozlazłych i marudzących. Ani na zakwaterowanie, ani na wyżywienie. Choć można było mieć zastrzeżenia, że wszędzie płaciło się za wodę do posiłków, które bardziej były zbliżone do polskich niż regionalnych. Ale może właśnie dlatego? Wszak Polacy ponoć chcą jadać za granicą schabowego z kapustą. Program imprezy też się wszystkim podobał. Wiele miast, najważniejsze zabytki. No i czas wolny; wtedy można było spróbować lokalnych specjałów. Na własny koszt. Grillowanych sardynek, ośmiornicy, suszonej makreli czy dorsza w jajecznej potrawce. Palce lizać. I nie w pogodzie rzecz. Ta nie zawiodła. Raczej w pogodzie ducha wycieczkowiczów. Ci, jak na mój gust, byli przez cały czas mocno do siebie zdystansowani. Mimo że mieli okazję lepiej się poznać, bo zamienialiśmy się miejscami przy stole podczas posiłków. Rezerwa jednak pozostała do końca. Minimum serdeczności, minimum uśmiechu. O rozbawieniu nawet nie wspomnę. Bo zabawy nie było. I jeśli mam ocenić Polaków za granicą, jednie tego błysku w oku mi zabrakło. Ale co się dziwić? Jeśli nie ma go na starachowickich ulicach, nie ma go również tam, dokąd starachowiczan oczy niosą. Rekompensatą było słońce Portugalii i 31 stopni Celsjusza, podczas gdy wtedy temperatury w Starachowicach spadały prawie do zera (przełom września i października br.). Choć nieco wiało chłodem od wycieczkowiczów, to jednak krytykę mediów pod adresem polskich turystów uważam za przesadzoną. Chyba że miałam niebywałe szczęście. Że akurat ominęło mnie to i owo. /ewa/