JUŻ W KIOSKU

Na innych łamach

2019-11-24 18:00:37

Ocena:

0/5 | 0 głosów

                             "Newsweek" nr 44 Dziś pracodawcy wciąż jeszcze poszukują kierowców ciężarówek i autobusów, kasjerów, magazynierów, spawaczy, kucharzy czy pracowników budowlanych. W końcu następnej dekady jednak te zawody staną się schyłkowymi – wydaje się Miłoszowi Węglewskiemu, autorowi tekstu "Nie daj się robotom". Już teraz mogłyby one przejąć dwie trzecie pracy w firmach. Większość klientów banków, zakładów ubezpieczeniowych, firm telekomunikacyjnych i kurierskich wcale nie zdaje sobie sprawy, że coraz częściej rozmawia z tzw. botami, a nie żywymi ludźmi. "W magazynach Amazona w Kalifornii roboty realizują w tym samym czasie cztery razy więcej zamówień niż ludzie. Tą samą drogą pójdzie handel." W Chinach i USA nikogo nie dziwią sklepy bez personelu i kas. W Europie podobne oprogramowania testują Tesco i Carrefour. Zapowiadają takie punkty sprzedażowe Biedronka i Żabka. Za 5-6 lat zaczną jeździć samobieżne miejskie autobusy. Za chwilę zabraknie pracy dla bankowców i wszystkich pracujących przy obsłudze klienta. Księgowych i analityków finansowych, a nawet prawników zastąpią zautomatyzowane systemy rozliczania podatków, porad prawnych, z wysyłaniem pism do petentów włącznie. "Nawet przyszli lekarze, zwłaszcza bez specjalizacji, muszą się  liczyć z tym, że nie będzie ich potrzeba tylu co obecnie, choć u nas zakrawa to na absurd. Ale w wielu krajach coraz więcej zabiegów i operacji, od wycięcia woreczka żółciowego po trepanację czaszki, wykonują już roboty medyczne: szybciej i precyzyjniej od przeciętnego chirurga. Wypisywanie recept czy przesyłanie L-4 do pracodawcy chorego to dla nich pestka." Do 2030 r. automatyzacja wyeliminuje jakieś 3,5 mln stanowisk pracy. Co czwarte z dziś istniejących. Żartuje się, że na zatrudnienie mogą liczyć co najwyżej ... twórcy robotów. Tyle że nowe, mające wzięcie zawody rzeczywiście będą związane z cyfrowymi kompetencjami. Na godziwe zarobki mogą liczyć wszyscy zajmujący się tym, czym żyją bywalcy sieci, np. blogerzy. Jednocześnie, wraz ze wzrostem liczby ludzi starszych, będzie potrzeba opiekunów domowych, pielęgniarek, rehabilitantów, osobistych doradców finansowych i animatorów czasu wolnego. Młodzi z kolei nie zrezygnują z dietetyków, trenerów personalnych kosmetyczek czy specjalistów od medycyny estetycznej. Zawód psychologa czy psychoterapeuty też się nie zdewaluuje. Warto się kształcić na weterynarza. Bo domowych zwierząt przybywa. Za fuchy można uznać miejsca dla testerów ubrań albo uczestników życia towarzyskiego, sondujących trendy modowe. Ale tak właśnie zapowiada się przyszły rynek pracy.                    "Gość Niedzielny" nr 41  O pracy katechetów i o zamiarach jej uatrakcyjnienia w nauczaniu religii Maciejowi Kalbarczykowi mówi w wywiadzie "Nadążyć za młodymi" ks. Piotr Tomasik, koordynator Biura Programowania Katechezy. Rozmówcy zdradzają, że o ile w 2010 r. w lekcjach religii uczestniczyło 93 proc. uczniów, o tyle obecnie jest ich 70 proc. Za główną przyczynę spadku zainteresowania katechezą duchowny uważa laicyzację, budującą w uczniach przekonanie, że ten przedmiot jest im do niczego niepotrzebny. Funkcjonują wszak w sieci; nie potrafią funkcjonować nie tylko we wspólnocie Kościoła, ale i w rodzinie, i w państwie. "To bardzo niebezpieczna sytuacja". Nauczycielom religii nie pozostaje nic innego, jak wyjść naprzeciw technice i elektronice. Muszą zacząć wykorzystywać media społecznościowe do nawiązywania kontaktów z dziećmi i młodzieżą. Przy tym nauczyciel religii powinien być autorytetem wyzwalającym, który wysłucha ucznia i zainspiruje go do podjęcia samodzielnych zadań. Nie wystarczy, że jest szlachetnym człowiekiem i specjalistą w swojej dziedzinie. Potrzeba ... artystów. W polskich szkołach pracuje 31 tys. katechetów. Brakuje ich jednak w dużych miastach. Zachęca się do pracy w szkołach osoby mające teologiczne wykształcenie. "Z powodu reformy oświaty przyspieszyliśmy prace nad nową podstawą programową. /.../ W klasach I-IV skoncentrujemy się na przygotowaniu młodzieży do Pierwszej Komunii Świętej i pielęgnowaniu życia w stanie łaski uświęcającej, a w klasach V-VIII – na sakramencie bierzmowania. Szkoła średnia to dobry czas na wychowanie do dorosłości chrześcijańskiej. Na wszystkich etapach pojawi się więcej elementów kerygmatycznych (kerygmat, rozumiany jako głoszenie Ewangelii – Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie – przyp. ewa )". By silna wiara najmłodszych doprowadziła do nawrócenia dorosłych. Zdarza się bowiem często, że rodzice przyjmujących Pierwszą Komunię Świętą nie są praktykującymi katolikami. M.in. i z tego powodu trudno powiedzieć, czy katecheza ma przyszłość. "Nie wiadomo bowiem, w jakim kierunku będą podążać procesy sekularyzacji. /.../ Uważam, że nie należy przenosić katechezy do salek parafialnych. /.../ To właśnie w miejscu, w którym uczniowie spędzają najwięcej czasu, trzeba głosić Dobrą Nowinę. /.../ Jeśli (ewangelizacja – przyp. ewa) ma przygotowywać młodych do życia, to powinna odtwarzać rzeczywistość społeczną, w której nie może zabraknąć miejsca dla sacrum. Jeżeli religia zostanie zepchnięta do sfery prywatnej, wówczas w jej miejsce pojawi się pseudoreligia ateizmu".                                         "Przegląd" nr 38 "Tradycyjna rodzina to mit" – uważa prof. Tomasz Szlendak z UMK w Toruniu, rozmówca Małgorzaty Szczepańskiej – Piszcz. Od końca II wojny światowej nie ma w Polsce takiego modelu, że mężczyzna przynosi do domu pieniądze, a kobieta zajmuje się domem, dziećmi i mężczyzną. Takich rodzin jest u nas zaledwie kilkanaście procent. I to wtedy, gdy mężczyzna zarabia naprawdę dużo. Czyli w klasie wyższej. "Proszę zwrócić uwagę, że najwięcej dzieci rodzi się wśród ludzi najbiedniejszych i w klasie wyższej. A cały środek struktury społecznej ma tych dzieci coraz mniej." Proza życia decyduje o tym, że kobieta i mężczyzna muszą dziś pracować zawodowo. Toteż dzielą się obowiązkami rodzinnymi. "Co ciekawe, im wyższe wykształcenie, pozycja i zarobki, tym chętniej mężczyźni uczestniczą w opiece nad dzieckiem, najczęściej przejmując segment rozrywkowo – zabawowy." Ba, o ile 20 lat temu ojciec spędzał z dzieckiem 8 – 15 minut, obecnie już ponad godzinę. Poza tym panowie są coraz lepsi w tej opiece. Socjologowie mierzą, jak panowie w ogóle pomagają w domu. Najwyższy jest odsetek wynoszących śmieci. Ponad 30 proc. twierdzi, że to robi. Ale już swoje ubikacje szoruje tylko 7 proc. Polaków. "W takiej Danii, Holandii czy w Niemczech mężczyźni są w tym zakresie dużo bardziej samodzielni. Wykonują wszystkie prace domowe." Mężczyźni przyznają się za to chętnie do gotowania. Od czasu upowszechnienia w domach zmywarek do naczyń wiodą tu prym. Bo trzeba efektywnie załadować zmywarkę wykorzystując dostępną przestrzeń. To takie techniczne zadanie. Uczestniczących w domowych obowiązkach generalnie jest więcej mężczyzn młodych. Przybywa ojców samotnie wychowujących dzieci. I radzą sobie oni równie dobrze z tym, jak pary. Jeśli chodzi o rozwody i rozstania, częściej decydują się na nie ... kobiety. Kończą związek, gdy nie spełnia ich oczekiwań. Mężczyźni natomiast pozostają w związku, nawet jeśli nie wszystko w nim im się podoba. Ale już na wtórnym rynku matrymonialnym radzą sobie lepiej od kobiet. Szybciej znajdują partnerkę i budują nowy dom. Nieprawdą jest, że najczęstszą przyczyną rozwodu bywa zdrada. To raczej kalkulacja. Gdy koszty ze związku są wyższe niż zyski, kobiety decydują się na rozstanie. Co zaskakuje mężczyzn. Ale to kobiety czytają rozmaite poradniki, które każą się im zastanawiać nad swoim życiem. Szukają więc miejsca dla siebie nie chcąc tkwić w niezadowalających ich relacjach.       "Nie" nr 38 Z roku na rok rośnie liczba przestępstw zniewagi uczuć religijnych. W 2011 r. było ich 42, a w 2017 r. – 70. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego nie ma jednak pełnych kompleksowych badań dotyczących represjonowania katolicyzmu. Skończyły się na roku 2014. Wynika z nich, że w okresie 2012 – 2014 dyskryminacji miało doznać 12,1 proc. księży. Za wiarę zaś byli dyskryminowani wierni w co 25 parafii. O tym przez kogo, nie wiadomo, tak jak i wcześniej, czego dotyczyła dyskryminacja księży. Chociaż przypadków profanacji miejsc świętych miało się zdarzyć w tym samym czasie 908 na 10 436 parafii, nie wiadomo, co należy rozumieć przez taki akt. "Czy chodzi o wysadzenie w powietrze ołtarza, czy o przewrócenie słoika z kwiatami na pomniku?" – pyta Tadeusz Jasiński w "Chrześcijańskiej zakąsce lwów". Ludzie związani z prawicowymi mediami upatrują antykatolickiej krucjaty w filmach "Kler". "Klątwa" i innych. Twierdzą, że prawa Kościoła w Polsce depczą kino i teatr. Poniżają Kościół np. Biedroń, bo wpisał na Twitterze, że zakazałby mundurowym chodzenia w mundurach na msze i Jan Hartman, bo napisał tamże po tragedii w Tatrach: Krzyż nadal zabija! Usunąć z Giewontu." Obradujący na Jasnej Górze kościelni hierarchowie ogłosili ostatnio stanowisko Kościoła kat. w sprawie aktów przemocy motywowanych nienawiścią wobec niego. I tak m.in. nie wolno dotykać artystom symboliki religijnej, gdyż "fundamentalny błąd w interpretacji znaków religijnych współczesnej sztuki sakralnej to przekonanie, że w twórczości religijnej mamy rzekomo wyrażać siebie. Jest dokładnie odwrotnie." W Kościół kat. godzą ponadto i tęczowa aureola, i wieszane na ogrodzeniach świątyń dziecięce buciki. Biskupi każą parafianom składać skargi do prokuratury, czyli korzystać" z dostępnych środków ochrony prawnej /.../". Pierwszy z rady swoich kolegów skorzystał bydgoski biskup. Gdy na rynku, przy którym stoi budynek kurii, ustanowiono zakaz wjazdu samochodami, wystąpił do magistratu z pismem. "Napisał w nim, że brak możliwości bezpośredniego dojazdu biskupa do katedry, siedziby kurii i jego mieszkania to "decyzja, która narusza wolność Kościoła". Wolność, na straży której stoi Jarosław Kaczyński. Człowiek, który /.../ powiedział, iż "kto atakuje Kościół, ten atakuje Polskę".                                    "Polityka" nr 44 Adam Grzeszak nie ma wątpliwości, że "Parkiet trzeszczy". Mało kogo dziś obchodzi, co się dzieje na warszawskiej giełdzie. Niby rząd przyjął ostatnio Strategię Rozwoju Rynku Kapitałowego, lecz dokument rewelacji nie zawiera. Polski rynek kapitałowy opiera się bowiem ... na nieprzestrzeganiu przez państwo zasad, jakim są poddani pozostali akcjonariusze.  Tymczasem, gdyby państwo ich przestrzegało, wartość jego spółek wzrosłaby o 42 mld zł! Skarb Państwa dysponuje akcjami 18 spółek, wartymi 88,5 mld zł. Kontrolowane przez państwo spółki kontrolują inne, ale to państwo ustala reguły gry, do których się nie stosuje. Ba, tym samym osobom w rządzie powierza się tworzenie przepisów regulujących określone obszary gospodarki i jednoczenie wykonywanie obowiązków właścicielskich wobec państwowych spółek działających w tych obszarach! Jeden z ministrów tak zaczął sobie poczynać, że aż premier się przestraszył i odebrał mu część spółek. Spółki pewniaki tracą na wartości, bo państwowy właściciel narzuca im inwestycje o wątpliwej opłacalności. W ten oto sposób gra na giełdzie staje się kasynem, w którym łatwo stracić pieniądze. Przy słabym rynku trudno się utrzymać biurom maklerskim, więc ich liczba spada. Giełdzie trudno się podnieść po pierwszym etapie likwidacji OFE. Nie przysłużyła się jej afera KNF, akcja repolonizacji banków, wreszcie afera GetBack. Pojawienie się PPK szybko giełdy nie uzdrowi. Kiedyś wejście na giełdę było dla spółki nobilitacją, teraz jest problemem. Jedyną branżą, która wciąż ma serce do warszawskiej giełdy, są producenci gier. Odnoszą zresztą sukcesy. Produkcja gier stała się nawet polską specjalnością. Toteż na giełdzie przybywają kolejne takie spółki. Z wspomnianej strategii, ogłoszonej w październiku br., nadzieją jednak nie wieje, stąd pytanie autora, czy w obecnym modelu centralnie sterowanej państwowej gospodarki Polakom giełda jest jeszcze do czegoś potrzebna? wybrała /ewa/