JUŻ W KIOSKU

Na innych łamach

2019-11-03 08:00:40

Ocena:

0/5 | 0 głosów

                                   "Newsweek" nr 41 W Polsce wydatki na ochronę zdrowia stanowią niecałe 7 proc. PKB – donosi Radosław Omachel w "Cenniku życia". To ok. 800 dolarów na osobę. Kilkanaście razy mniej niż w Stanach Zjednoczonych, ale podobnie jak na Węgrzech, lecz mniej niż w Czechach. Dostępność jednak do nowych, drogich leków jest u nas zdecydowanie mniejsza niż na Zachodzie. Porównywalna z ... najbiedniejszymi krajami UE.  "Ustawa mówi, że NFZ może wydawać na refundację leków do 17 proc. swojego budżetu. Wydaje niecałe 10. To nieco mniej niż w innych krajach UE, bo priorytetem są chronicznie niedofinansowane procedury medyczne, a nie innowacyjne medykamenty." Toteż w Polsce o pieniądze na leczenie z systemem opieki zdrowotnej się walczy - indywidualnie lub grupowo. "Procedura przyznania finansowania zakupu leków zaczyna się od wniosku producenta. Jeśli argumenty firmy farmaceutycznej  /.../ przekonują ministra, wniosek wędruje do Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Tam kilka zespołów ekspertów weryfikuje deklaracje producentów w oparciu o dostarczone przez niego wyniki badań." Warunkiem otrzymania pozytywnej oceny jest wykazanie, że nowy preparat działa skuteczniej od obecnie stosowanych. Zarazem przy kosztach, na które może sobie pozwolić publiczny płatnik. Teraz miernikiem opłacalności finansowania danej procedury lub leku jest próg uzyskania dodatkowego roku życia pacjenta skorygowany o jego jakość. Tyle że to wszystko teoria. "W podejmowaniu decyzji refundacyjnych znacząca rolę odgrywa /.../ polityka i naciski opinii publicznej." Niemcy dopuszczają do refundacji prawie wszystkie nowe preparaty. Później weryfikują ich skuteczność. Polski nie stać na taki system ewaluacji. Lekarze nie wiedzą więc o najskuteczniejszych i najbardziej efektywnych finansowo metodach leczenia. Ostatnio policzono, ile kosztuje leczenie chorych na raka. "Relatywnie tani w leczeniu /.../, jest rak prostaty – koło 2,5 tys. zł na pacjenta rocznie. Wyraźnie droższy rak płuca – ok. 6,6 tys. zł. Wielokrotnie wyższe koszty ponosi ZUS, bo roczna renta dla chorego na raka prostaty wynosi 15 tys. zł, a w przypadku raka płuc – 19 tys. zł. A do tego dochodzą koszty absencji w pracy, spadek wydajności i inne skutki gospodarcze. Z ekonomicznego punktu widzenia najbardziej sensownie wydane pieniądze na leczenie nowotworów to profilaktyka." Dobrze zdiagnozowanego pacjenta na wczesnym etapie choroby leczy się operacyjnie, czyli tanio. Im później się go zdiagnozuje, tym droższe trzeba zastosować technologie. Niestety, urzędnicy tną wydatki na profilaktykę.                "Gość Niedzielny" nr 37 Uzyskując dostęp do smartfona, Pegasus śledzi każdy ruch jego właściciela. W "Totalnej inwigilacji" Maciej Kalbarczyk zdradza, jak działa system, który ponoć zakupiły polskie służby. Stworzony przez byłych oficerów izraelskiego Mosadu program ma dostęp do wszystkich danych w zainfekowanym nim smartfonie. Może też w każdym momencie włączyć mikrofon i kamerę, czyniąc z niego idealne narzędzie inwigilacji. Grupa kanadyjskich informatyków ujawniła, że Pegasus jest aktywny w ... 45 państwach, m.in. we Francji, Grecji, Iraku, Izraelu, Indiach, Wielkiej Brytanii, Kuwejcie, Pakistanie, USA, a także w Polsce. Do zainfekowania programem może dojść przez kliknięcie w zarażony link, ale i niezależnie od aktywności użytkowników smartfonów. "Kiedy dojdzie do zainstalowania Pegasusa na smartfonie, staje się on praktycznie niewykrywalny. Każda próba zlokalizowania oprogramowania kończy się zatarciem śladów jego obecności. Co istotne, przed inwigilacją nie uchronią użytkownika takie aplikacje, jak WhatsApp i Signal /.../." Jako profilaktykę zaleca się jedynie stosowanie reguły higieny cyberbezpieczeństwa, czyli regularne aktualizowanie oprogramowania. Firma, która stworzyła Pegasusa, sprzedaje go wyłącznie służbom specjalnym. Polskie CBA zaprzecza jednak, jakoby dokonało takiego zakupu. A jeśli nawet, do czego mógłby służyć? "Takiego oprogramowania nie stosuje się do masowej inwigilacji ludności. Jego wykorzystanie jest najczęściej ukierunkowane na konkretne osoby. Jeśli organy państwa mają skutecznie prowadzić działania operacyjne, używanie takich systemów jest konieczne." Eksperci przekonują, że korzystnie wpłynie na bezpieczeństwo państwa i jego obywateli. Tyle że polskie służby powinny same tworzyć podobne oprogramowania, a nie kupować od prywatnych firm. Żeby producenci nie wykorzystywali systemu do... szpiegowania swoich klientów – przekonuje autor.                                                            "Przegląd" nr 35 Południowy wschód Polski stał się regionem zakłamania i braku poszanowania dla prawa. W imię walki o życie poczęte – zauważa Ewa Smolińska – Borecka w tekście "U nas aborcji nie ma". W 2018 r. w kraju przeprowadzono 1076 legalnych aborcji. Większość z powodów eugenicznych, czyli poważnych wad płodu. Zaledwie 25 było spowodowanych zagrożeniem życia lub zdrowia kobiety, a tylko jedna z powodu czynu zabronionego, czyli gwałtu albo kazirodztwa. "Po raz drugi z rzędu w województwie podkarpackim liczba aborcji wynosiła zero. Województwo chlubi się tym wynikiem. Chociaż lekarze w innych województwach dobrze wiedzą, że w podkarpackich szpitalach odmawia się wykonania zabiegów kobietom, które mają do tego prawo w świetle obowiązującej ustawy. Podobnie jest w województwie lubelskim, gdzie było 11 aborcji". Aborcja w Polsce stała się tematem tabu. Teraz nawet rozmowy na ten temat są niebezpieczne. "Słyszy się, że lekarz podaje namiar na ginekologa na kartce, którą – po pokazaniu pacjentce – natychmiast niszczy. /.../ Jeden z radnych sejmiku województwa podkarpackiego powiedział wprost /.../, że gdyby któryś z dyrektorów szpitali w tamtym województwie zgodził się, by w jego placówce wykonano aborcję, miałby pikiety pod lecznicą." Turystyka aborcyjna więc kwitnie, a rząd nic z tym nie robi. Chociaż lekarze są przekonani, że powinno się robić badania prenatalne, by nie dźwigać garbu w postaci dzieci z wadami. W ub. roku tylko 1 proc. badań prenatalnych (wykonano ich 106 360) było powodem do podjęcia decyzji przez kobiety o terminacji ciąży. "Nawet w tak katolickim społeczeństwie jak nasze jest to wynik, który musi budzić wątpliwości. To niewiarygodne, by był to tak mały odsetek." Dane resortu dotyczące legalnych aborcji są zaniżone, bo nie uwzględniają kobiet, które zgodnie z ustawą mogły się poddać aborcji, ale im odmówiono. Ustnie, więc nigdzie nie odnotowano. Tymczasem odmowy powinny być pisemne, żeby kobieta mogła się zgłosić do innego szpitala. Rzeczywistość jest więc taka, że Polki poddają się rocznie od 80 tys. do 150 tys. zabiegów. Komisarka Rady Europy zaniepokojona tym faktem przedłożyła polskiemu rządowi raport. Wzywa zarazem przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego i apeluje o legalną aborcję na życzenie we wczesnym okresie ciąży.                          "Nie" nr 34 O narzucaniu Polakom kościelno – pisowskiej ideologii pisze Andrzej Sikorski w "Czarnej tęczy". Szczególną uwagę skupiono na młodzieży. "Zmieniono programy nauczania w szkołach. Żaden uczeń, nawet jeśli się nie zgadza z przekazywanymi treściami, nie zaprotestuje, aby nie podpaść. /.../ W cywilizowanych krajach powszechne są lekcje z edukacji seksualnej. W państwie PiS wprowadzono przedmiot "Wychowanie do życia w rodzinie" (WDŻ), którego podstawa programowa stawia na wychowanie zgodne z religią katolicką, a nie standardy naukowe związane z rozwojem psychoseksualnym dzieci i młodzieży, różnorodność seksualną i tożsamościową czy prawa reprodukcyjne." Nauczyciele mają eksponować wartość małżeństwa w odróżnieniu od innych związków, przedstawiać walory przedmałżeńskiej powściągliwości, oddzielać metody rozpoznawania płodności jako naturalne planowanie rodziny od antykoncepcji itp. Uczniowie z kolei mają znać kryteria wyboru małżonka, rozumieć wartość trwałości małżeństwa dla dobra rodziny czy wymienić różnice między zapłodnieniem in vitro a naprotechnologią. Lekcje religii tolerancji nie uczą. "Uczniowie mają za zadanie wskazanie tekstów biblijnych dotyczących aktów homoseksualnych i podanie zagrożeń dla zdrowia związanych ze współżyciem homoseksualnym. /.../ Obowiązkiem jest przyswojenie "wyrażania sprzeciwu wobec propagowania homoseksualnych wzorców zachowań." Na lekcjach religii młodzież poznaje również "zagrożenia niszczące współczesną rodzinę". Są to m.in. klonowanie, wolne związki, małżeństwa jednopłciowe, adopcja dzieci przez pary homoseksualne, aborcja, eutanazja, odrzucanie nauki papieża, kapłaństwo kobiet." W podstawie biologii zmarginalizowano tematykę ewolucji. Usunięto tematykę przyczyn i skutków globalnego ocieplenia. Z lektur zniknęły książki Schulza, Bułhakowa, Conrada, Różewicza, Mrożka, Kapuścińskiego. "Uczniowie przerabiają teraz "Legendę o św. Aleksym", "Kwiatki św. Franciszka z Asyżu", "Rozmowę Mistrza Polikarpa ze Śmiercią i twórczość reżimowego poety Wojciecha Wencla publikującego felietony w "Gazecie Polskiej", "wSieci" oraz w "Gościu Niedzielnym". Rodzice nie protestują, ani opozycja. Strach przesłonił racjonalne myślenie.                                                    "Polityka" nr 41  "Czy psy pójdą do nieba" (tytuł wywiadu) – zastanawiały się Agnieszka Sowa i jej rozmówczyni, Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, autorka wielu książek. Bo miłosierdzie przecież zwierząt nie dotyczy. Kościół wręcz pozwala na okrucieństwo wobec nich. Odmawia uczestnictwa czy choćby biernego poparcia dla działań mających na celu obronę praw zwierząt i kształtowanie innego stosunku do zwierząt. Chociaż są w założeniu Kościoła owocem działań boskich, to skutecznie eliminuje je on z grona istot objętych łaską boską. "To jest dla mnie ogromny dysonans między dogmatem i jego interpretacją przez Kościół katolicki." Ba, na cytat z Pisma Świętego: "i czyńcie sobie ziemię poddaną", powoływał się minister Henryk Kowalczyk, który chciał wybić wszystkie dziki. Tyle że to zdanie nie upoważnia do zabijania naszych mniejszych braci. W kanonie Pisma Świętego są wszak i takie słowa: "Los bowiem synów ludzkich jest ten sam co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego taka śmierć drugiego i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością." Jako pierwszy powiedział, że zwierzęta mają dusze, Jan Paweł II. Jego następca Benedykt XVI się jednak z tego wycofał. Franciszek z kolei miał rzekomo stwierdzić, że zwierzęta idą do nieba. Ale Watykan temu zaprzeczył. W Kościele dalej dominuje dogmatyka sprzed 2,5 tys. lat. "Rozmowy z duchownymi, prośby żeby z ambony powiedzieli do wiernych kilka słów o tym, by zwierzęta pracujące dla nich zaczęli inaczej traktować, nigdy nie przyniosły skutku. Inne kraje w ustawodawstwie poszły zdecydowanie dalej. Polska trwa przy anachronicznych metodach bezwzględnej eksploatacji nie tylko zwierząt, ale i całego środowiska. Tradycją jest trzymanie psa na łańcuchu, palenie węglem w piecach i polowania. Również wśród hierarchów kościelnych jest wielu polujących. Dla przyjemności. Tego u zwierząt nie ma. One zabijają, żeby jeść. A człowiek zaprzyjaźnia się z cielakiem czy prosiakiem, by potem go zjeść! "Moim zdaniem to wszystko wynika z tego, że człowiek jest ze swej natury bestią. Uważam, że gatunek ludzki jest po prostu zły. Od początku ludzkości fascynuje nas przemoc i zło. Powinniśmy o tym pamiętać, inaczej wychowywać dzieci, zwracać na te złe skłonności szczególną uwagę, starać się, by te cechy nie doszły u nas do głosu" – namawia weterynarka.   wybrała /ewa/