JUŻ W KIOSKU

Moc żaru pamięci

2019-11-01 08:00:53

Ocena:

0/5 | 0 głosów

Mimochodem To nie było spojrzenie pełne niedowierzania, ani nawet karcące. Ujrzałam wręcz potępienie w oczach koleżanki dla słów, które przed chwilą padły. A mianowicie takie, że przed 1 listopada, porządkując groby bliskich, staramy się w rodzinnym gronie maksymalnie ograniczać wydatki i oszczędzać środowisko naturalne. Innymi słowy, odkurzamy ubiegłoroczne wiązanki, które przetrwały w piwnicy, odpowiednio zabezpieczone, myjemy znicze i uzupełniamy je tylko o nowe wkłady. Na uprzątniętej płycie całość niewiele się różni (mnie wydaje się, że wcale się nie różni, a nawet, jeśli się oszukuję, to w dobrej wierze) od przybrań sąsiednich pomników. Może u nas jest trochę skromniej, ale zawsze ktoś dostawi dodatkową lampkę. Bo przecież 1 listopada raczej nigdzie nie znajdzie się pustego opakowania na świeczkę, gdyż tradycją stało się, że iluminacja musi trwać przez kilka dni. Tym bardziej w tym roku, kiedy zaduszkowy okres przypada na piątek, sobotę i niedzielę. Będzie się więc świeciło! Od jakiegoś czasu rywalizacja na najpiękniejszy wystrój katakumb na lokalnych cmentarzach przekroczyła wszelkie granice. Pamięć o tych, którzy odeszli na zawsze, mierzy się bowiem liczbą płonących zniczy i ceną wiązanek. Żeby przechodzący alejkami odnieśli wrażenie, że im więcej lampek i okazalszy wieniec, tym ściślejszy nasz związek ze zmarłymi. Skąd się to bierze?! Przed laty wystarczył kopczyk ziemi, obsadzony bratkami i kilka wetkniętych weń zwykłych świeczek. Co chwila, to tak na marginesie, gasnących, więc dobrze było mieć przy sobie parę pudełek zapałek (a jakie wtedy te pudełka miały etykiety; niech się schowają znaczki). Po większych podmuchach wiatru na nowo zapalały je starsze dzieci, na co pozwalali tego dnia pełniący swoistą wartę przy krzyżu rodzice. Teraz znicze raczej nie gasną, chyba że trafiło się na kiepski wosk. Ba, świecą bez końca, bo są np. na baterie. Wiązanki po kilkaset złotych, dziesiątki zniczy - też nie za darmo – dają spore kwoty, które starachowiczanie wydają w święto zmarłych. A raczej wyrzucają. Na cmentarzach lądują bowiem jako późniejsza zawartość kontenerów na śmieci. I tylko po to, żeby nikt postronny nie ważył się pomyśleć, że święta 1 listopada nie obchodzimy albo nie dbamy o rodzinne groby. Chociaż każdy przyzna, że pamięć to coś zupełnie innego. Tkwi w nas samych, albo ... uleciała. I położenie okazałej wiązanki 1 listopada oraz postawienie wokół kilkunastu zniczy tego nie zmieni. Mimo to starachowiczanie hołdują stylowi "na pokaz". Nie skąpią pieniędzy na gadżety. Trudniej im natomiast wysupłać choćby bilon dla wolontariuszy zbierających do puszek pieniądze na odnowę historycznych pomników na starachowickich cmentarzach. Jest ich zawsze za mało, żeby zrealizować plany miejscowego towarzystwa przyjaciół miasta. Nie tak dawno trzeba było wybierać między chęcią odnowienia na Bugaju grobu młodego partyzanta, poległego w czynnej walce 1 września 1943 roku, a zbiorową przy ulicy Zgodnej mogiłą poległych mundurowych. Zielone światło otrzymał pomnik zbiorowy. I to dzięki połączonej kweście przy starachowickich cmentarzach. Ponieważ o możliwościach decydują posiadane środki, wszystkiego od razu starachowiccy społecznicy (dobrze, że w ogóle tacy są !) nie zrobią. Niemniej jednak znajomą rozczarowała niemożność równoczesnego poprawienia sypiącego się grobu owego młodego partyzanta, który nie ma tu już nikogo, kto by zadbał o jego miejsce pochówku. W przeciwieństwie do poległych mundurowych. Mogiła jest zbiorowa, toteż prawdopodobieństwo, że zawsze ktoś przy niej stanie, było większe. Sprzątnie, położy chryzantemę i zaświeci znicz. Ale cóż, w takich sytuacjach najlepsze chęci nic nie znaczą ze względu na... pustą kasę. Cokolwiek się postanowi, zawsze będzie nie tak, jakby ktoś sobie życzył. Płonące wieczorem światłem zniczy cmentarze może i są synonimem pamięci, również  historycznej. Tyle że w jakiejś mierze okazjonalnej. I dla oka. Dla opinii publicznej. Bez większej zadumy jednak. Nad losem świata chociażby. Wszak ten cały wystrój cmentarzy to jeszcze jeden przyczynek do zniszczenia planety. Te tony plastiku, szkła i unoszący się nad nekropoliami dym zaznaczą wyraźny ślad na drodze prowadzącej do ekologicznej katastrofy. Ale ku zadowoleniu wytwórców zaduszkowych bajerów (znicze są coraz to wymyślniejsze) oraz  handlowców.   /ewa/