Jak Pawlak z Kargulem [ARTYKUŁ ARCHIWALNY]

Ocena:

0/5 | 0 głosów

Krzewy to niewielka miejscowość w gminie Mirzec. Gospodarstw tam nie za dużo, a ludzie znają się „jak łyse konie”. Miejscowość ta znana jest w okolicy głównie z tego, że jej mieszkańcy od kilku lat nie mogą się doprosić u władz gminy budowy drogi dojazdowej od strony Małyszyna. 

Społeczność Krzewów to raczej spokojni ludzie. Większość żyje z rolnictwa, pracę ma niewiele osób. Są dla siebie na ogół życzliwi i pomocni. Ale dwie rodziny żyją ze sobą jak znani z telewizyjnego ekranu Pawlak i Kargul. Od lat kłócą się ze sobą, mają wzajemne pretensje nawet o bardzo błahe sprawy. Jak to najczęściej bywa w wiejskich sporach, sednem sprawy jest miedza, a właściwie jej skrawek. 
Irena Z. kilka lat temu przejęła po zmarłej matce działkę leżącą w Krzewach. Obok mieszka - wydawałoby się bliska osoba - córka siostry jej matki. Obie panie są więc siostrami ciotecznymi. Jednak już dawno zapomniały o więzach krwi i od wielu lat trwa między nimi konflikt. Nikt już nawet nie pamięta co było jego początkiem.
- Mieszkam w Starachowicach, ale w Krzewach powoli próbuję uporządkować posesję po zmarłej matce. Jednak od początku jestem szykanowana przez sąsiadów. Najpierw nasłali na mnie policję zarzucając mi, że na terenie gospodarstwa przetrzymuję Rosjan. To wierutna bzdura. Nigdy na mojej posesji ich nie było. Przybyli na miejsce policjanci oczywiście nikogo nie znaleźli- opowiada pani Irena. 
Po raz kolejny policja „odwiedziła” mnie gdy chciałam ogrodzić swoją działkę. Wiem gdzie jest granica mojej własności i nie podejrzewałam, że mogę mieć z tym jakieś problemy. Gdy tylko z mężem zaczęliśmy stawiać ogrodzenie, zjawili się funkcjonariusze nasłani przez sąsiadów. Zarzucili nam, że bezpodstawnie zajęliśmy część ich gruntów. Sprawa trafiła do Kolegium ds. Wykroczeń w Starachowicach, które nakazało zawodowemu geodecie wydzielić granicę między działkami. Do dziś jednak nie zostało to zrobione. Kolejny raz trafiliśmy do Kolegium, gdy siostra zarzuciła mi, że mąż nie jest zameldowany w Krzewach, a tam mieszka. Całe szczęście, że wcześniej zameldowałam tam męża, więc orzeczenie było dla nas korzystne. Jednak już nie mamy sił i cierpliwości, by co trochę biegać i tłumaczyć się z oszczerstw tych ludzi - dodaje  Irena Z. 
-Sąsiedzi bez przerwy nas szykanują, a sami robią co chcą. Na mojej posesji od dłuższego czasu leży pień powalonego przez wiatr drzewa rosnącego u sąsiadów. Stosunki między nami cały czas są napięte, ciągle wybuchają jakieś kłótnie. Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 80-tych, gdy żyła jeszcze moja matka. Ona również nie miała spokoju z tą rodziną. Ubliżali jej, nie pozwolili czerpać wody ze wspólnej studni. Byłam u wójta gminy, myślałam, że coś zaradzi, zażegna spór. Co prawda był u nas, rozmawiał z sąsiadami, ale nic to nie zmieniło- żali się kobieta.
Wójt gminy Mirzec Bogusław Nowak rozkłada ręce twierdząc, że nie wiele może pomóc.
-My, jako gmina, nie mamy mocy prawnej, aby ten spór zażegnać. Mogę być mediatorem, ale żadnych decyzji władczych nie mam prawa podjąć. Konflikt ten można zakończyć chyba tylko na drodze sądowej. To nie pierwszy taki przypadek w naszej gminie. Czasem docierają do nas sygnały o sąsiedzkich waśniach. Często kładę na szalę swój autorytet, by tylko coś zmienić. Z reguły nie przynosi to większych skutków. Ludzie są jacy są i ciężko ich zmienić. Z przykrością dowiaduję się o kolejnych konfliktach, gdyż w większości przypadków toczą się o zupełnie błahe sprawy. Niektóre od wielu lat, a nawet pokoleń- powiedział „GAZECIE” B. Nowak.  
Życie pokazuje, że perypetie Pawlaków i Karguli odzwierciedlają mentalność wiejskich środowisk. Tylko, że telewizyjni bohaterowie z czasem się pogodzili. Czy tak będzie również w Krzewach?  
(t)
P.S. Imię i inicjały zostały zmienione.  

ARTYKUŁ ARCHIWALNY GAZETA STARACHOWICKA NR.44 2001 r.